środa, 21 lutego 2024

Blog jednego autora i jednego czytelnika

 


Zaczynałam pełna niewiary w sukces. Czy w ogóle ktoś to będzie czytał? Był rok 2013 i oto poczułam smugę cienia. Nietypowo przyznaję, bo z dwudziestoletnim w stosunku do normy opóźnieniem. I związaną z tym potrzebę wspominania, a konkretnie sięgnięcia pamięcią do początków swej ziemskiej egzystencji, utrwalenia dziejów rodziny, z której pochodzę. To miał być przekaz dla kolejnych pokoleń, a blogowanie miało być narzędziem.

    Zaczęło się, jak widać od retrospekcji na blogu, jak na staruszkę, przystało, a zaowocowało książką „Pora jesieni, pora wspominania”, wydaną w 2018 roku.  Opowiadam w niej o moich rodzicach i dziadkach, o dzieciństwie i o moim rodzinnym mieście Sieradzu.

    Bardzo ważnym etapem w rozwoju mojego bloga były posty dotyczące treści przedwojennych Płomyków, a nieco później Płomyczków. Skąd ten pomysł? Z potrzeby serca, domniemywam. A było tak, że na pożegnanie przedszkola otrzymałam pięknie oprawiony rocznik Płomyków. Konkretnie rocznik 1938. Czytałam je z zapałem i je pokochałam. Okazało się, że miłością dozgonną. 

    Czytelników bloga początkowo było niewielu. Pisałam o tym z nutą goryczy, w lutym 2013 roku: „Pomału zaczynam doświadczać rozdwojenia jaźni, jestem autorem, a zarazem jedynym swoim czytelnikiem. Tyle, że coraz lepiej mi się czyta, a coraz gorzej pisze”. Ale wkrótce to się zmieniło, czytelników zaczęło przybywać. Kiedy w 2018 roku Onet zrezygnował z udostępniania swej platformy blogowiczom mogłam minione lata podsumować następująco: Naplusie.blog.pl  rozpoczął życie 27.01.2013 r. Właśnie skończył 5 lat. Ponad 220 tys. wejść. Dokładnie: 227788. Ponad tysiąc komentarzy. Nie tak wiele, ale zawczeć”. Z blogowania nie zrezygnowałam. Kontynuowałam pod nową nazwą „Na plusie. Reaktywacja” i pod nowym adresem: plusomania.blogspot.com. 

    Mamy rok 2024.  Po dość długiej przerwie wracam do blogowania. Mam tremę, bo tak jak poprzednio startuję z pozycji: blog jednego autora i jednego czytelnika. 


            

środa, 14 lutego 2024

POPIELEC + WALENTYNKI

 

No i trafił się nam dzień niezwykły. 14 lutego 2024 roku. Walentynkowy Popielec, a może Popielcowe Walentynki? Zbitek niesamowity. Przy czym pierwsze określenie jakieś radośniejsze mi się zdaje.

Popielec ze swej natury raczej smutne skojarzenia wywołuje. Posypywania głów popiołem to znak pokuty, przypomnienie o przemijaniu i ułomności człowieka. Z drugiej strony, nie tylko o to przecież chodzi, że z prochu powstałeś i w proch się obrócisz, ale i o to, że masz szanse na odrodzenie. Życie ziemskie minie, ale jest szansa na życie wieczne.

Walentynki  - święto ziemskiej miłości. Walentynkowy Popielec jest zatem okazją do refleksji nad tym, jak bardzo jesteśmy w miłości ułomni i jak szybko przemija wielu naszych miłosnych porywów.  Ale to przecież nie wszystko. Jest przecież i ten drugi element, czyli nadzieja na miłość nieprzemijającą, dojrzałą, o którą warto się starać, na którą trzeba zasłużyć.

A co oznacza ten drugi zbitek słów? Co  z Popielcowymi Walentynkami? Moim zdaniem, jest to wezwanie do posypania sobie popiołem głowy i do przyznania się do błędów, zaniedbań itp. w relacjach z tymi, których kochamy i przez których chcielibyśmy być kochani  Rytuał nieco smutny i uciążliwy, zwłaszcza w połączeniu z obowiązującym w Środę Popielcową postem. Ale konieczny.

Obraz un-perfekt z Pixabay

sobota, 16 kwietnia 2022

NO I MAMY WIELKANOC

 



Żurek podawany z chrzanem,

mazurki polukrowane,

uwędzone smakowicie szyneczki,

pisanki ślicznie ozdabiane.

Jeszcze w dzbanku glinianym srebrzyste bazie, kotki,

a w święconce cukrowy baranek.

Biały obrus na stole rozłożony,

na obrusie gałązki borówek zielone.

Już niebawem wielkanocne śniadanie.

Przy stole zastawionym

rodzinny, serdeczny krąg.

WESOŁYCH ŚWIĄT.

 

Wierszem mojej niezawodnej Krystyny Królikowskiej życzenia świąteczne składam.


Obraz dandelion_tea z Pixabay 

wtorek, 21 grudnia 2021

WSZYSTKIE MOJE CHOINKI

Tytuł nieco trąci plagiatem, ale mówi się trudno. Inny mi nie pasuje. Choinki jak kobiety – zawsze są piękne. I stroić się lubią. Ich uroda niestety, inaczej niż w przypadku kobiet, przemija, o czym przekonałam się bardzo wcześnie – z rozpaczą obserwując, dziecięciem będąc, jak choinki gubią igły i jakoś tak szarzeją. I chylą się ku ziemi. I to mimo obfitego podlewania. Może dlatego dziś nie wierzę nadmiernie w siłę kremów nawilżających i w picie 3 litrów czystej wody dziennie. Wolę kawę i herbatę.

Nie wszystkie moje choinki pamiętam. Niech mi wybaczą. Nie pamiętam niestety, i wstyd mi za to, mojej choinkowej inicjacji. Z pewnością miała ona miejsce gdzieś około 3 roku mego życia, ale niestety kolejne choinkowe fascynacje nałożyły się na tę pierwszą. W efekcie do wspomnienia najwcześniejszego, z choinką w tytule, dotrzeć dziś nie potrafię.
Najpierw były choinki prawdziwe, wysokie, nie zawsze kształtów regularnych, ale za to przepięknie, mocno pachnące. Królowały świerki rodzime. Z dość drobnymi igłami, w tonacjach ciemnej zieleni. Ubierane były domowym sposobem, chałupniczo. Żadnej rozrzutności. Strój na miarę trudnych lat 50. i 60.
Lata 70. przyniosły w darze choinki sztuczne i moc szklanych świecidełek. Zaczął królować zdobniczy miszmasz, dość beztroski, skąpany w świetle lampek, zawodnych, bo, jak mi wyjaśniano, liniowo łączonych. Co i rusz trzeba było szukać, która to lampka się przepaliła, bo całość nie świeci.
Lata 80. i 90. minionego stulecia. To już moja dorosłość i powrót do choinek prawdziwych, kupowanych i ubieranych w ostatniej chwili, czyli dopiero w Wigilię, by stały jak najdłużej, by jak najpóźniej zrzucały igły. Mieszkaliśmy w bloku, a bloki to kaloryfery. I ogromna suchość powietrza, wszędzie poza łazienkami, gdzie, z powodu braku okien i sprawnych wywietrzników, królowała wilgoć. Ale w końcu trudno trzymać choinkę w łazience.
Poza tym, co trzeba podkreślić, to był czas, gdy choinki miały stać ku radości dzieci, naszych dzieci, a tym samym miały pełnić funkcje wychowawcze. Zdobione zatem były łańcuchami, zabawkami i gwiazdkami, wykonanymi przez dzieci, z naszym rodziców udziałem. I, rzecz jasna, obwieszone cukierkami i pierniczkami. Uroda takich choinek to rzecz, moim zdaniem, umowna. Ale, na zasadzie prawa częstości kontaktu i efektu Pollyanny, nakazującemu mi patrzeć na wytwory dziecięce przez różowe okulary – choinki te z godziny na godzinę stawały się coraz piękniejsze. I wspominam je z sentymentem.
No i na koniec historii choinek pełnej -   mój wiek średni, czyli epoka wciąż tej samej sztucznej choinki, zakupionej przez nas, czyli mego małżonka i mnie, w ataku rozrzutności i ekologicznego nastawienia, dla uczczenia nowego tysiąclecia. Choinka wspaniała, bo jak prawdziwa. I na dodatek wiecznie żywa. Mimo że ma już swoje lata, co i rusz ktoś nabiera się na jej doskonałość i nie chce uwierzyć, że to drzewko jest sztuczne. Nie pachnie, ale wygląda. Wiem, że choinka, podobnie jak kobieta, pachnieć dobrze powinna, więc w ustawionym w pobliżu wazonie jest zawsze kilka gałązek świerku z naszego ogródka. Takie małe oszustwo.  
Choinka co roku zmienia swoje świąteczne odzienie: bywa złota, biała, srebrna i kolorowa, tradycyjna. W każdej szacie jest czarująca. I, co najważniejsze, może stać bardzo długo i wciąż wyglądać świeżo. I bardzo długo może cieszyć mnie swoją urodą. Aż do Tłustego Czwartku, kiedy to na skutek presji otoczenia, decyduję się ją rozebrać i ułożyć do snu. Z nadzieją na kolejne wspólne Świąt obchodzenie.  

niedziela, 19 września 2021

WAKACJE OD BLOGOWANIA


Rzadko ostatnio zaglądam do bloga. Przestało mnie to bawić? A może jednak coś innego? Na przykład to, że nie mam nic do napisania? Faza pisania pamiętnika - już za mną. Faza reagowania na codzienność - za mną. Faza oburzania się na to, co dzieje się wokół – patrz wyżej.

A tu jesień. W przyrodzie i w życiu. I ciągle nie udaje się znaleźć odpowiedzi o sens tego wszystkiego, co życiem się nazywa. A tym bardziej tego, co nazywa się przemijaniem.

A jednak dziś zajrzałam. Do blogów, do których zwykłam zaglądać, przy okazji zaglądania do bloga swojego. Brzmi pokrętnie, ale tak właśnie jest.

I cóż – odkryłam, że piszecie, że wciąż macie coś do powiedzenia. Ciekawie piszecie. I tak jakoś zwyczajnie. O przyrodzie, o jedzeniu, o ziołach i z ich suszenia płynących korzyściach, o czasu atrakcyjnym spędzaniu, i o swoich i nie tylko swoich, bo przypadkowo spotkanych, zwierzętach. O książkach, a nawet o polityce. I wiersze piękne tworzycie.  Stokrotka zadaje trafne pytania i zamieszcza piękne fotografie. Tatulowe opowieści wciągają. 

Niestety gdzieś mi zaginął bardzo bliski memu sercu blog „gdzieś na północy” pisany. 

Do "biblioteki" wpadłam. Nietypowo było, bo "pani od biblioteki" akurat gotowała. „Sielskie miejsce” odwiedziłam, i dobrze, że to zrobiłam, bo to ważne miejsce. „W malinach” też byłam, ale gospodyni nieobecna. Przyjęła mnie, co prawda, lelejami, ale takimi majowymi, a tu już wrzesień. Szarabajka na szczęście obecna „duchem i piórem”, ale, niech wybaczy, na razie nawet o białym miasteczku nie jestem w stanie dyskutować.  A Notaria? Pozwól droga Notario, muszę to napisać: nie tylko z Lema, ale i z Ciebie jest prawdziwa bomba megabitowa.

Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie. I póki co kontynuuję blogowe wakacje.

 

Obraz Free-Photos z Pixabay 

wtorek, 20 kwietnia 2021

JUŻ TO MÓWIŁAŚ

 


Na stare lata, wiedz to przyjaciółko,

istotną częścią mej mowy...kółko.

Tym kółkiem wielu do siebie zrażam,

gdy jedno zdanie w kółko powtarzam,

a potem wcale nie jest mi miło,

gdy słyszę: "przecież to już mówiłaś".

 

Tak to właśnie częstą przypadłość wieku późniejszego trafnie i dowcipnie ujęła Krystyna Królikowska. Polecam refleksji.


Obraz Piyapong Saydaung z Pixabay

czwartek, 11 marca 2021

Wytłumaczcie mi to, proszę!

Czy ktoś przekona mnie do sensu harmonogramu zamieszczonego na stronie pacjent.gov. Dlaczego 70+ są umieszczeni na samym końcu i na zapisy na szczepienie mają 3 dni, a ci z rocznika 1952 na samym początku i na zapisy mają aż 9 dni? Dlaczego urodzeni w latach 1953-1954 mają na zapisy 6 dni czasu, a nieszczęśnicy urodzeni w latach 1955-1956 tylko 3?  

Już nie mówiąc o tym, dlaczego napis głosi: data szczepienia, a chodzi o datę rejestracji? 

Będę wdzieczną za przekonanie mnie do sensu tego wszystkiego. 

Niezaszczepiona blogerka

Cytuję:  

Jeśli jesteś osobą 70+, a jeszcze się nie zaszczepiłaś/aś, nadal możesz to zrobić. 

Od 11 marca osoby w wieku 65–69 lat mogą się zgłaszać na szczepienie. Szczepienia osób 65-69 będą się odbywały zgodnie z następującym harmonogramem:

Data szczepienia

Grupa wieku

11.03 – 13.03

Rocznik 1952

18.03 – 20.03

Rocznik 1952 – 1954

22.03 – 24.03

Rocznik 1952 – 1956

25.03 – 27.03

Grupa 70+


Obraz Alexandra_Koch z Pixabay