Adieu moje książki

We wszystkich moich domach zawsze było mnóstwo książek. I tak jest nadal. Nawet te najstarsze i najbardziej podniszczone towarzyszki mojego dzieciństwa zajmują kilka półek regału. Kiedy przeczytałam „Rzeczy których nie wyrzuciłem” Marcina Wichy, zrozumiałam, że nie będę liczyć na decyzje potomnych, co z moich książek zostawić, a co oddać na makulaturę, tylko załatwię to osobiście. I nie tyle powyrzucam te wszystkie tomiska, chudsze i grubsze, na śmietnik (rzecz jasna w ramach selektywnego odbioru odpadów), co znajdę dla nich nowe domy. I tak powstał scenariusz do realizacji. Będę zdejmować z półek kolejne książki, czytać je po raz ostatni, oddawać im hołd w blogu i oddawać w ręce tych, których ucieszą. Przeczytają, odłożą na swoją półkę, albo puszczą w dalszy obieg. Zapraszam do lektury postów z serii ADIEU MOJE KSIĄŻKI.

środa, 25 września 2024

Zamykanie letniego domu

Zamykanie wakacyjnego domu, a konkretnie zamykanie domu letniego, jakby nie było wakacje można i zimą sobie zorganizować, a zatem … zamykanie letniego domu to bardzo złożone przeżycie.

Kiedy po raz ostatni w tym roku myję podłogi, wycieram kurze, porządkuję szafy - wszystko mi woła o przemijaniu. Jak pisał Staff: „Najgłębszy smutek szczęścia, że wszystko przemija”.

A wiosną było tak radośnie. Lodówka zapełniona po brzegi, świeżo obleczona pościel, pachnące ręczniki kąpielowe. Olejki do opalania i po opalaniu. Powyciągane leżaki, stoły. Pełna gotowość.

Słońce zaglądało przez dopiero co umyte po zimie okna i obiecywało, że lato będzie piękne. I było. Ptaki śpiewały. Jezioro błyszczało i z dnia na dzień oferowało cieplejszą wodę do kąpieli.

Pakuję pozostałe po lecie wiktuały do samochodu i myślę, po co ja tego tyle nakupowałam? Ta mąka kukurydziana to miały być naleśniki. Nie zdążyłam usmażyć. Może w przyszłym roku się uda. Ta paczka biszkoptów to pamiątka po sierpniowym tiramisu. Zielona herbata to spuścizna po moich przyjaciółkach, które odwiedziły mnie w lipcu. Trzy czwarte litra w lodówce (zgadnijcie czego) to dowód na naszą abstynencję. Płatki owsiane – prawie nie ruszone, a miałam się odchudzać.

Panta rei – wszystko płynie. Ale jak to wytłumaczyć książkom, które zostawiam. Obstawiłam je, na wszelki wypadek, preparatami pochłaniającymi wilgoć, ale one, te preparaty, to chyba dla książek nie najlepsze towarzystwo. Moje książki:  ambitne i czytadła, przewodniki, biografie. Książki o Warmii i Mazurach.  Nieco podniszczone i prawie nowiutkie. I wszystkie skazane na sen zimowy. Obudzą się wiosną i pewnie będą miały pretensje o te zmarnowane zimowe miesiące. A może powinnam jednak zabrać je ze sobą?  Tyle, że one są stąd, tu jest ich dom. Ich czas to wakacje.

Ostatnie minuty. Wszystko zrobione. Jeszcze tylko trzeba zamknąć okiennice i drzwi. To szczególnie smutny moment. Memento mori. Dom został zamknięty. Odjechaliśmy w siną dal. Już za Szczytnem przypomniałam sobie o niezabranym z nocnej szafki lekarstwie. Za późno, by wracać. A za Wielbarkiem przypomniałam sobie o musze.  O musze, która wieczorem pobuczała w sypialni, potem gdzieś przysnęła, a nad ranem znowu pobuczała.

Dzięki wakacjom na łonie natury, zgłębiłam obyczaje nornic, komarów, mrówek, kretów i os. By pokonać wroga, trzeba go dobrze poznać. O muchach, jak dotąd,  wiem niewiele, okazały się za przyjacielskie, za mało dokuczliwe. Były, ale jakby ich nie było. Tylko ta jedna. Na sam koniec. Co zrobi mucha w pustym, ciemnym domu? Za późno, by wracać.

I prawdopodobnie spędziłabym sezon zimowy, w tym Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok, w ogromnym poczuciu winy, gdyby nie niezawodny jak zawsze wujek Google.

Spokojnie – powiedział – nie panikuj. Mucha żyje krótko, około 4 tygodni. Ale jak tak się o nią martwisz, to wiedz, że w budynkach może przezimować w stania anabiozy.

I wujaszek Google, nie pytany, z własnej inicjatywy dorzucił, myślę, że złośliwie:

Jak przyjedziecie wiosną, to mucha was przywita. Z entuzjazmem.

I w tym momencie wtrąciła się ciocia Wikipedia:

Chyba, że ją wcześniej zaatakuje grzybica

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz