niedziela, 23 września 2018

O grzechu próżności*


Wieczorową porą otrzymałam maila z fotkami z tzw. imprezy. Na tyle ważnej, że przygotowałam się na nią staranie. Nawet się uczesałam, co w moim przypadku nie jest oczywiste. Często bowiem o czesaniu się zapominam. Ubrałam się w sposób bardziej przemyślany niż zwykle. I na koniec, wklepałam co nieco kremu w „z lekka przywiędłe” policzki. Makijażu nie używam, więc na opisanych wyżej zabiegach akcja prewencji imprezowej się skończyła.

No i wieczorową porą zobaczyłam jej efekty, czyli siebie na tych nieszczęsnych, dołączonych do maila, zdjęciach. Żakiet krzywo zapięty. Plecy zgarbione. Podbródek obwisły. Nos poddający się w pełni prawu ciążenia. Bolesna konfrontacja wyobrażenia siebie z rzeczywistością. Moja próżność aż jęknęła z rozpaczy na ten widok. I jakoś dziwnie się skuliła.
W zasadzie: najgorszy to ten podbródek. Jakiś taki niepotrzebnie duży i jakiś taki beztroski w swej tendencji do zwisania. Żyjący własnym życiem. Mój drugi podbródek.
Stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się sobie starannie. Sprawdziłam kilka opcji. Okazało się, że najlepiej, co nie znaczy dobrze, wypadam w wersji „Ania z Zielonego Wzgórza”. Pozycja swoistego wywyższenia się, czyli zadzieranie nosa połączone z wysunięciem brody do przodu. Tyle, że to pozycja męcząca. Uciążliwa dla karku. Bolesna. W każdej innej wersji jest jednak źle. Podbródek zwisa. Zdjęcia nie kłamały. A ja...
Chciałabym przecież olśniewać innych swym wyglądem. Jeśli nawet nie na co dzień, w świecie realnym, to przynajmniej na fotografiach, które pozostaną moim śladem na tej ziemi, kiedy mnie już na niej nie będzie. Nie chcę utrwalenia drugiego podbródka dla potomnych, chcę by pamiętano czystą linię mej twarzy i szyi. Nawet za cenę grzechu przeciw prawdzie.
Zdjęcia przysłano wieczorem, więc miałam noc całą na przemyślenia. Po pierwsze, czy jestem próżna? Odpowiedź była twierdząca. Po drugie, czy zrezygnować z próżności? Próżność zawiera w sobie konieczność posiadania wysokiego mniemania o sobie połączonego z potrzebą bycia podziwianym przez innych. Czy lepiej odczuwać potrzebę posiadania niskiego mniemania o sobie połączonego z potrzebą wywierania na innych niekorzystnego wrażenia? Bzdura. Próżność mimo wszystko wydaje mi się bardziej konstruktywna. Zwłaszcza, jeśli ograniczyć ją do linii podbródka. Nos niech sobie zwisa. Jakoś się tym faktem pogodzę. O podbródek będę jednak walczyć i wierzę, że nadejdzie taki dzień, gdy wieczorową porą ktoś prześle mi maila ze zdjęciami, a na nich będę ja z młodzieńczym, jędrnym podbródkiem. A zresztą, co mi szkodzi, na tych zdjęciach będę w ogóle bez podbródka.  

*Tekst z mojego onetowskiego bloga.

13 komentarzy:

  1. Wystarczy świadomie podchodzić do zdjęcioroba. Napinać co się da, ukrywać to, co się napiąć i wysmuklić nie da i uśmiechać się. uśmiechać...
    Cały arsenał chwytów i sposobów funkcjonuje w sieci. Wszyscy oszukują, a dziewczyny, które wcale oszukiwać nie muszą robią to najczęściej. Od nich można się uczyć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli trenować, trenować, a efekty będą. Na dodatek uwiecznione dla potomnych.

      Usuń
  2. EEeeeee tam, próżność w osobistym, skrytym wydaniu jest bardzo mobilizująca. Gorzej, gdy próżność wyłazi na zewnątrz i drze nosa. O, trzeba się wtedy mocno nad sobą zastanowić.A ja i tak widzę, że czy ona w wydaniu skrytym, czy jawnym i tak przeważnie jest złośliwie komentowana. Wystarczy, że zapytasz czy nie rozmazało ci się oko, albo roztargniona przejdziesz obok kogoś, kogo powinnaś z (obowiązkowo)uśmiechem powitać. No to wtedy jesteś próżna i zarozumiała do kompletu.
    Ja już nie mam złudzeń, zawsze na fotografii źle wyglądałam i wyglądam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja ciągle się łudzę, że lepiej wyglądam niż na fotografiach i że da się to na fotografiach to udowodnić. Swoją drogą, może nie jest ostatnio ze mną najlepiej, bo coś za skwapliwie ustepują mi miejsca w tramwajach.

      Usuń
  3. Dawno już się przekonałam, że w pewnym wieku to albo fotki pozowane, albo wcale, bo na tych robionych na żywo, znienacka, to wygląda się na swój wiek, a na tych oficjalnych, to można co nieco miną i ustawieniem dorobić...
    Czy to próżność? Może trochę, ale jeśli fotki dla potomnych, to chciałoby sie lepiej wypaść...
    Mnie aparat nie kocha, a już selfie, to odpada kompletnie, sama siebie nie poznaję wtedy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś popozowalam. Do fotografii z wnuczką. I nawet się nie zmartwiłam, że ona jednak na zdjęciu wyszła lepiej ode mnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przejmuję się podbródkiem, fałdkami, obwisłymi powiekami.Czy ja się muszę wszystkim podobać?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale żeby chociaż sobie się podobać...

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękna i młoda juz byłam. Teraz jestem taka jaka jestem.

    OdpowiedzUsuń
  8. To szczęściara z Ciebie, że byłaś piękna i młoda. Ja raczej tylko młoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za bardzo się rozpędziłam z tą urodą w młodości. Napisałam tak, bo po prostu w młodości jesteśmy ładniejsze niż pózniej...
      Tak naprawdę to zawsze miałam mnóstwo kompleksów - a to za duży nos, a to za chuda byłam, a tu biust za mały miałam...

      Usuń
    2. Jak najbardziej. Piękno jest w końcu relatywne. Aktualnie nawet się sobie podobam na fotografiach sprzed lat, a wtedy uważałam, że wyszłam na nich beznadziejnie. Na aktualnych fotografiach też wyglądam okropnie.

      Usuń
  9. Każdemu z nas zdarza się być czasem próżnym.

    OdpowiedzUsuń