Myśl stara, ale jara. Bodaj Kisielewskiego. I nie dlatego przyszła mi ona do głowy, że oto właśnie wiosna, niejako na powitanie, uderzyła w nas falą upałów i „zapachniało” wszędzie, w tramwajach, pociągach, autobusach. Nie o smród mi chodzi. Zresztą w tej akurat sferze panuje równość absolutna. Żaden ageizm nie wchodzi w grę. „Pachną” wszyscy, młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni, warszawiacy i przyjezdni, cywile i mundurowi.
Nie będzie też o zapachu
starości, o tej dokuczliwej dla młodych nosów specyficznej woni niewietrzonych
i za rzadko pranych ubrań, starej skóry, starych włosów, zwietrzałych perfum i
naftaliny, co jeszcze nie zwietrzała. Nie o tym chcę pisać. Nie o
nos chodzi. I nie o stereotypy.
Będzie o starości
psychicznej, tej najtrudniejszej, bo w jarzmach demencji. Będzie o dylemacie:
czy interweniować w tę starość, czy dać jej święty spokój? Rzecz w tym,
że On/Ona tej starości nie czują. Ty ją czujesz.
On/Ona nie pamiętają, że
przed chwilą mówili to samo, że o to samo pytali. Czy mamy im o tym przypominać?
Nie widzą, że na ekranie telewizora jest gruba warstwa kurzu. Zawstydzać ich i
wycierać? Nie czują, że woda w wazonie z kwiatami cuchnie
przeokropnie, a ciasto, którym nas częstują ma smak trocin. Odmówić zjedzenia,
czy zastosować jakiś sprytny wybieg? O co z upływem czasu? Nie czują przecież,
że mija? Mają ciągle 80 lat, bo akurat na tym wieku zafiksowała się ich pamięć.
- Ty wiesz, że mam już
80 lat? –
słyszymy od lat wielu.
Zmian pór roku i dnia też nie
czują. Jak słońce – to wiosna, nawet wtedy, gdy mróz na dworze; jak ciemno, to
noc, nawet wtedy, gdy to efekt zamkniętych okiennic.
- A jaki to mamy
miesiąc? – pytanie jest nieśmiałe. Jest też próba sprostania zadaniu.
– Czerwiec?
Nietrafione, ale czy trzeba
to ujawnić? Jakie tak naprawdę ma znaczenie, że już wrzesień? Czy nie lepiej
kiwnąć głową, potwierdzić? Uczynić świat prostszym, przewidywalnym, bezpiecznym
dla starego człowieka?
Dziś poczułam ten świat tak, że po powrocie do domu musiałam się napić wina, bo miałam wrażenie, że serce mi pęknie. I to nie za sprawą mamy, a jej wieku. Dla świata lekarzy nie powinna już żyć.
OdpowiedzUsuńJak mi ktoś będzie życzył 100 lat to dam mu w mordę. Rodzinę już uprzedziłam.
Bardzo to przygnębiające. Bo przecież chciałoby się żyć długo... i szczęśliwie.
UsuńSprawa jest banalna. Mama zagorączkowała, mam wrażenie, że cierpi. Nie chciałam się jej pozbywać, przeciwnie - tak jak w przypadku ojca, chcę żeby zmarła między bliskimi, w domu. Może można by jej ulżyć w cierpieniu? Chciałam jej podać antybiotyk na własną rękę, ale syn się nie zgodził, bo nie chce przyczynić się do śmierci babci. Tyle, że NIKT poza mną nie ma żadnego pomysłu na pomoc. Ani ochoty. Ale to jego mama uczyniła swoim opiekunem.
UsuńBoli mnie serce. Z wielu powodów. Fajnie by było nie czuć nic.
To przykre, że nie możesz osiągnąć z synem porozumienia w tak ważnej przecież sprawie. Jak rozumiem jest on zwolennikiem czekania i nic nie robienia. Boi się, że leczenie może bardziej zaszkodzić niż pomóc. Ale przecież na tym etapie najważniejsze jest, moim zdaniem, by ulżyć w cierpieniu. I to z wielu względów. Między innymi dlatego, by Twojej Mamie przywrócić sens życia, nawet przez te chwile, które jej pozostały
UsuńWiesz, ja ten antybiotyk chciałam podać bez wiedzy lekarza, bo skąd mam tego lekarza wziąć, i tego boi się syn, że może być nieodpowiedni, jeszcze bardziej babci zaszkodzić. Teoretycznie ma rację.
UsuńMoja mama zmarła nie doczekawszy starości za to ja miałam możliwość oglądania starości babci.... nie dość że leżała bo stwierdziła że przecież jest już stara i wolno jej to po kilku tygodniach mimo, ze bardzo chciała nie dała rady już wstać... straszna jest starość i masz rację - straszna dla innych którzy na to patrzą
OdpowiedzUsuńI w dodatku nie bardzo da się do niej przygotować. Zawsze nas zaskakuje.
UsuńChyba współczesny świat jest coraz mniej odporny na starość, dziwne, bo powinniśmy być dojrzalsi...
OdpowiedzUsuńNo bo wciąż panuje kult młodości. A przecież jak stwierdził Arthur Schopenhhauer: Młodość jest korzeniem drzewa wiadomości, choć korona tylko wydaje owoce.
UsuńZ doświadczenia wiem, że przypominanie nic nie daje, ale chyba powinno sie jak najdłużej podtrzymywać sprawność i samodzielność, nawet dla dobra opiekunów, tak robi koleżanka ze swoją teściową, bo sama nie jest najmłodsza. Nie każdego stać na opiekunkę.
OdpowiedzUsuńNie wiemy, jak to z nami będzie, nie chciałabym skończyć jak roślina, wymagająca karmienia, ale kto to wie?
Jest i we mnie obawa, że koniec życia może być okresem, w którym będę całkowicie zdana na innych ludzi. A przecież człowiek chciałby mieć poczucie kontroli nad sobą do końca.
OdpowiedzUsuńA ja mam ciągle ból w sercu bo chociaż to już ponad 9 lat minęło.... to ciągle pamiętam.
OdpowiedzUsuńNa przykład to, jak niechcący sprawiałam Mamie przykrość poprawiając niedokładnie umyta szklankę, albo zbierając ciągle to co niechcący rozsypała... albo pytając ją dlaczego nie dopiła herbaty...
Pisałam o tym trochę w swojej pierwszej książce.
A od pewnego czasu zauważam u siebie to co mnie u niej raziło....
I smutno mi okropnie...
Też zalegają w mej pamięci i nękają tego typu zawinienia. I dlatego moim dzieciom mówię, że z góry im wybaczam.
UsuńNależy wierzyć, że starość będzie dla nas łaskawa...A niepełnosprawność niestety nie jest związana często z wiekiem. Opieki potrzebują również osoby młode, schorowane...
OdpowiedzUsuńNiestety. Zbyt często życie okazuje się bardzo trudne już na samym starcie. Szczęściarze, których to ominęło.
UsuńZawsze miałam ten problem, kiedy żyła jeszcze mama, czy ona to "wie", czy "czuje". Jaka była jej świadomość, kiedy ja od lekarza dowiadywałam się, że ma dużą demencję, a ona potrafiła się nagle odezwać robią bardzo trzeźwe, trafne spostrzeżenia. Kiedy nawiązywałam rozmowę, było już po wszystkim i znowu nie wiedziałam, co ona wie.Takie obijanie się od słupka do słupka. I czy miała do mnie żal, że umieściłam ją w ZOLu, a było to naprawdę konieczne i w jej sytuacji lepsze niż dom. To mnie ciągle gnębi, mam poczucie winy. Nie do odkręcenia.
OdpowiedzUsuńNie boję się późnej starości, chyba mam w tym konkretnym przypadku- chodzi o moją osobę- zbyt małą wyobraźnię, a przecież doświadczanie starości z rodzicami wiele mnie nauczyło.
Moja babcia miała demencję i też mam poczucie, że mogłam być bardziej cierpliwa, bardziej wyrozumiała itd. Bardzo się starałam sprostać sytuacji, ale nie zawsze się udawało.
OdpowiedzUsuńŻycie przynosi niespodziewane (za młodu) rozwiązania i stawia nas w trudnej sytuacji opiekuna, sanitariusza, osoby do towarzystwa. To zawsze jest zaskakujące. Dobrze gdy w opiece nad rodzicami mamy wsparcie rodzeństwa, czy małżonka i swoich dzieci. Bywa też, że jesteśmy sami, a zadanie nas przerasta. Na szczęście mamy coraz więcej możliwości oddania rodziców pod opiekę fachowców z domu opieki,ale mimo że jest to najlepsze dla podopiecznych rozwiązanie to mamy wyrzuty sumienia, a otoczenie to potępia. Trudny czas. Doświadczyłem tego opiekując się lub wspomagając siostrę w opiece nad rodzicami i teściami.
OdpowiedzUsuńTak już jest i inaczej nie będzie
Trudny dla opiekunów i tych, którzy muszą w roli podopiecznych wystąpić - myślę sobie.
OdpowiedzUsuńStarość jest trudna i raczej niewesoła dla tych ludzi. Ja opiekowałam się swego czasu moją ciocią która miała demencje. Straszne to było. Różne nieprzewidziane rzeczy się działy. Stale trzeba było cioci pilnować bo uciekala, chciała wracać na wieś. Bardzo to przykre. Nigdy nie chciałabym być taka na starość.
OdpowiedzUsuń