Zainspirowana wystawą w
Olsztynku, poświęconą obrazom fabrycznym z przełomu XIX i XX wieku, pozawracam
Wam nieco głowę sztuką dla mas. „Obrazy fabryczne” nie przedstawiały bynajmniej
życia robotników przemysłowych. Były to po prostu barwne odbitki wytwarzane w
technice litografii, przy pomocy, dla mnie niezwykle
skomplikowanych, form drukarskich. Jak się je odpowiednio potraktowało, obrazy,
nie formy, np. powlekło werniksem, to wyglądały jak olejne autentyki. Sztuka
dla każdego. Obrazy śliczne, prześliczne i na tyle tanie, że miały szansę
zawisnąć nie tylko w mieszczańskim salonie, ale i w ubogiej robotniczej izbie;
nie tylko w zamożnym dworku, ale i pod zwykłą strzechą. Oleodruki można było
kupić w księgarniach, ale i na jarmarku. A potem jeno podziwiać. I radować się.
Prawdziwa magia.
Słowo
„oleodruk” - najpierw brzmiało dumnie, potem stało się synonimem kiczu. W
pogardzie znalazły się zwłaszcza ukochane przez mnie landszafty, czyli obrazy
przedstawiające motywy pejzażowe. Góry i równiny, morza i jeziora, wsie i
miasta, rzeki,lasy, pustynie. Jelenie, co warto podkreślić, nie były na
nich obowiązkowe.
Dbano
o to, by obrazy pasowały do mebli i funkcji wnętrza. Co innego wieszano w
jadalni, co innego w sypialni, co innego w karczmie, a jeszcze co innego w
pokoju hotelowym. W pokojach gościnnych umieszczano wizerunki pięknych pań
śniących o miłości, małżeństwie i macierzyństwie. Alternatywą „nadłóżkową” były
nimfy, w ogromnym wyborze, mniej lub bardziej roznegliżowane, w towarzystwie
łabędzi i amorków. W sypialniach dominowały obrazy religijne. Mogły być dwa
mniejsze, rozdzielone krucyfiksem, albo jeden szerokoformatowy: prostokątny lub
owalny. Te ostatnie najczęściej pochodziły z wydawnictw Adolf May z Drezna i E.
G. May z Frankfurtu (późniejsza firma KAMAG). W domach ewangelickich popularne
były tzw. błogosławieństwa. Starannie dobraną sentencję, np. taką: „ Ja
i mój dom chcemy służyć Panu”, umieszczano na odpowiednim tle i zdobiono
obficie ornamentami. Nie brakowało też oleodruków przedstawiających sceny
rodzajowe, pouczających i dowcipnych. No i landszaftów, które wieszano
wszędzie, bo wszędzie pasowały.
Całą
tę wiedzę zawdzięczam wystawie w Olsztynku. Wujka Googla jakoś ten temat nie
fascynuje. Za młody facet, ot co.
U
nas, w moim domu dzieciństwa*, pokój był jeden - jadalnia,
sypialnia i pokój gościnny jednocześnie, a oleodruki dwa. Oba wspaniałe.
Pierwszy z nich przedstawiał żniwa, słoneczny obraz lata, uruchamiający moją
dziecięcą wyobraźnię, zapraszający do swego wnętrza. Zniknął ze ściany bardzo wcześnie.
Nie wiem, czy się nie podobał dorosłym, czy zadecydowały jakieś inne względy.
Niestety już nigdy później nie natrafiłam na ten obraz. Drugi z oleodruków to
obraz przedstawiający Chrystusa na Górze Oliwnej. Tego obrazu już też w domu
nie ma. Był jednak na tyle popularny, że odnalazłam go i na wystawie w
Olsztynku,i w Internecie. Już wiem, że jego twórcą był austriacki malarz
i rzeźbiarz Josef August Untersberger (1864 – 1933), który pod
pseudonimem Giovanni, zajął się produkcją dzieł sztuki komercyjnej.
Współpracował ze wspomnianym wyd. KAMAG.
Teraz
jeszcze muszę znaleźć „żniwa” i poczuję się spełniona w swej miłości do
oleodruków, w tym landszaftów, których u nas, co prawda, nie było, ale miały
swoją godną reprezentację w innych domach, w mieszkaniach naszych sąsiadów,
krewnych, znajomych. Oleodruki, w każdej postaci, to wierni towarzysze mojego
dzieciństwa.
*Skąd wzięły się te obrazy w moim domu
rodzinnym? Przywiezione z przedwojennego mieszkania dziadków? Z szabru?
Zakupione na targu? Nie wiem i już się pewnie nie dowiem. W każdym razie były i
kształtowały moje artystyczne gusta. Mąż stwierdzi pewnie, że kształtowały
owszem, ale moje artystyczne bezguście. Niech mu będzie.
**Zainteresowanych pogłębieniem tematu
odsyłam na stronę: http://muzeumolsztynek.com.pl/fileadmin/user_upload/Techniczne/Zeszyty_Naukowe_4.pdf
Podobne obrazy wisiały u mojej babci, nad łóżkiem Jezus i Matka Boska, kawałek dalej Anioł stróż, nad kredensem wielki okręt pod żaglami, natomiast w kuchni makatki z porzekadłami na różne okazje...haftowane.
OdpowiedzUsuńW domku na Mazurach mam takie makatki - wyszywane przez babcię mego męża. Białorusinkę. Babcię Agafię.
Usuń"Jezus na Górze Oliwnej" ozdabiał sypialnię moich rodziców, a dwa oleodruki przedstawiające Jezusa wisiały - po dwóch stronach krucyfiksu- w sypialni moich dziadków (ewangelików), czyli wszystko się zgadza, było tak, jak miało być.
OdpowiedzUsuńObrazy olejne znikały, bo pojawiały się fototapety i można sobie dowolne zdjęcie przekształcić na obraz w technice canvas. Myślę, że cena olejnych też była wysoka, bo przecież ramy musiały być odpowiednie, a te były drogie. Mam kilka obrazów na ścianach, ale one są nowoczesne- malowali je studenci wydziału artystycznego.
Ja z kolei mam kilka niezłych kopii. Zaprzyjaźniona malarka i jeden oryginał - widok na klasztor w moim rodzinnym mieście
UsuńOczywiście, u moich dziadków całe ściany były wypełnione obrazami. Kiedy nocowałam u nich, zawsze przed snem oglądałam te sielskie widoczki i to one kształtowały mój gust. Nie rozumiem tego wyśmiewania się z "widoczków". Myślę, że w następnym wieku będą się śmiali ze współczesnej mody na zimne trójkąty.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Obrazy w domu dziadków były, ale nie pamiętam tematyki. Natomiast u rodziców oprócz portretu dziewczynki Olgi Boznańskiej i drzeworytów Laszenki, nie przypominam sobie innych. Dziś na ścianach króluje albo sztuka współczesna albo fotografia, co szczególnie mocno widać w programach telewizyjnych poświęconych aranżacji wnętrz. Zgadzam się z Tobą, że oleodruki miały w sobie jakąś czarowną moc i urok.
OdpowiedzUsuńWitam odkryłem ostatnio oleodruk sygnowany Droch. Podobno korzenie mojej żony były w Niemczech i może stad ten ileodruk. Przedstawia kobietę z małym dzieciątkiem na skórze niedźwiedzia . Jak dowiedzieć się czegoś więcej o obrazie ?moj mail: mireczek110@vp.pl Pozdrawiam Mirek
OdpowiedzUsuń