piątek, 11 stycznia 2019

Dlaczego bloguję?



Bloguję, bo to się opłaca. Co prawda Władysław Bartoszewski  ostrzegał, że „nie zawsze to, co się opłaca, warto”, ale …  to już temat na inną okazję.
Za moje blogowanie odpowiada warunkowanie instrumentalne. Prawo efektu. Czynność, której towarzyszy lub po której następuje stan przyjemności, utrwala się. Szczur naciska dźwigienkę, bo dzięki temu dostaje smaczny kąsek i jest mu dobrze. Ja uderzam w klawiaturę, tworzę teksty mniej lub bardziej rozwlekłe i do bloga wklepuję, a w nagrodę otrzymuję sympatyczne komentarze i poznaję wspaniałych ludzi. Owszem, czasami trafia się ktoś nieco mi niechętny, ale to mnie nie zraża. Lepiej mieć antagonistów niż być niezauważonym.


Dzisiaj chciałam trochę powspominać i napisać co nieco o tym, jak to na moje blogowe zapędy wzmacniająco wpłynęły maile i komentarze, które pojawiły się po wpisach poświęconych przedwojennym Płomykom.
Jako że jestem ich fanką, prędzej czy później musiał zrodzić się pomysł: „W ramach nicnierobienia przeglądam wygrzebane z dna szafy Płomyki z 1938 i 1939 roku. Zajęcie wciągające i  pouczające.  W każdym razie dla mnie.  I jak przystało na ekstrawertyka, nie zachowam swoich refleksji dla siebie, tylko je upublicznię. Kto chce, niech czyta, kto nie chce, niech nie czyta”.
Na to, że moje wynurzenia wzbudzą powszechny entuzjazm, za bardzo nie liczyłam. Najważniejsze było samo pisanie, a poza tym, myślałam, może jednak od czasu do czasu jakiś amator Płomyków się znajdzie. Przyjaciele i znajomi zaglądający na mój blog byli „tematyką” z lekka zdegustowani. Dość szybko zaczęli pytać: Kiedy Ci te Płomyki przejdą?  Dużo masz jeszcze tych Płomyków? Ale mi nie przechodziło. Czytanie i streszczanie pisemek okazało się  wspaniałą rozrywką. Na dodatek wielce pouczającą, jako że płomykowe teksty znacząco zasilały moją wątłą, jak się okazało, w wielu zakresach erudycję.
Były też inne wzmocnienia. Okazało się np., że płomykowe relacje skutecznie pobudzają pamięć zaglądających na blog, wywołują odległe wspomnienia. 
I tak, po wpisie dotyczącym Płomyka prezentującego Wołyń i Podole otrzymałam wzruszający komentarz:  „Fragment o Krzemieńcu przywołał, opowiedziane mi przez Tatę zdarzenie z głębokiego dzieciństwa. Góra królowej Bony, która to góra (nie królowa) góruje nad Krzemieńcem była celem spacerów Taty ze mną, ciągniętą na sankach. Spadłam kiedyś z tych sanek, a Tata tego nie zauważył i dopiero po chwili zorientował się, że jego córeczka gramoli się gdzieś w śniegu. Zabawne” . I jeszcze: „Liceum Krzemienieckie miało swoje filię, m.in. rolniczo -leśną w Białokrynicy. Dyrektorem tejże był mój dziadek Lucjan Bielecki, aresztowany przez Ukraińców, osadzony w więzieniu w Tarnopolu, gdzie umarł na zapalenie płuc”.
Dzięki blogowaniu o Płomykach miałam też szansę robienia dobrych uczynków, niesienia ulgi itd. „Na Pani blogu znalazłam coś, czego nie ma chyba nigdzie w Internecie, mianowicie fragment wiersza Aliny Kwiecińskiej o Stefanie Batorym. Jest to, niestety, tylko trzecia zwrotka. Mam wielką prośbę: czy może kiedyś, „w ramach nicnierobienia”, zechciałaby Pani zajrzeć jeszcze raz do „Płomyka” z 17 marca 1938 roku i zacytować piąty wers pierwszej zwrotki tego wiersza? Pomoże to wypełnić „czarną dziurę” w pamięci mojego brata, który nagle, po kilkudziesięciu latach, wydobył z nie-pamięci prawie cały tekst wierszyka z lat dziecinnych, z tą jedną luką”.  Lukę wypełniłam z ogromną radością. 
Była też prośba o pełną wersję wiersza o Ciotce Zgryzotce, który to wiersz ktoś kiedyś bardzo lubił, ale już nieco zapomniał. I o udostępnienie skanów wierszy o Michałku Sowizdrzałku, z którego przygodami pewien aktualny dziadek, w dzieciństwie fan tej postaci, chciał zapoznać swego wnuka. I jeszcze o kilka innych utworów proszono, a przy okazji pisano o własnym dzieciństwie i wspomnieniach związanych z płomykowymi lekturami.   
I to by było na tyle w ramach jednej z wielu prób odpowiedzi na samej sobie zadane pytanie: dlaczego ja właściwie bloguję?


7 komentarzy:

  1. Twoje uzasadnienie blogowania jest całkowicie normalne.
    A wspomnienia - jak to wspomnienia - zawsze piękne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy z blogujących chyba zadaje sobie to pytanie i skłamałby ten, kto odpowie, że dla samego siebie wyłącznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To trochę odwrotnie niż z altruizmem, niby dla innych, a jednak i dla siebie. W w przypadku blogowania - niby dla siebie, a jednak i dla innych.

      Usuń
  3. Płomyk- doskonale pamiętam to zbieranie numerów, i Płomyczka również. Wprawdzie nie tak starych, ale długo to czasopismo mi towarzyszyło w dzieciństwie. Czasem zadaję sobie pytanie, czy jest sens dalej prowadzić blog, ale nie zadawałam sobie pytania typu "po co". I nawet nie mam określonej formuły, chociaż ona sama się chyba wypracowała na przyrodniczo, muzyczno, artystyczną. Czasem zazdroszczę innym "lekkiego pióra", bo ja mam z tym problem. Owszem ściśle , naukowo, bez barokowych upiększeń tak, ale literacko, poetycko- straszny mam kłopot. Dla mnie miernikiem potrzeby pisania bloga jestem sama ja- jak czuję, że już trzeba coś skrobnąć i nie mam w sobie przymusu, to znaczy, że jednak powinien istnieć. A jak nie mam ochoty, leży odłogiem i czeka. Takie miejsce na uzewnętrznienie swoich przemyśleń, zachwytów, obaw- miejsce do dzielenia się z innymi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja rzecz jasna tych starych Płomyków (przedwojennych jaby nie bylo, a ja powojenna), sama nie zbierałam. Dostałam je w prezencie i się zachwyciłam. Dzięki za interesujący komentarz.

      Usuń
  4. jaaa.... Płomyk, Płomyczek a pamiętasz Świat Młodych :) Ale odkurzyłaś moje zakamarki w mózgu :) Osobiście lubię pisać wtedy gdy mnie coś zaintryguje, zirytuje czy rozbawi

    OdpowiedzUsuń
  5. Świat Młodych dobrze pamiętam. Swego czasu czytałam dość regularnie.

    OdpowiedzUsuń