Warszawa późną wiosną nie jest zła. I nie
jest zbyt odkrywcze zwracanie na to uwagi. Ale nie sposób nie zwrócić.
Nowogrodzka, Św. Barbary. Z zaplecza
Teatru Roma dobiegają jakieś soprany. W kościele dzwonią. Słoneczko świeci.
Jakaś kobieta woła jakiegoś Wieśka. Nie oszczędza strun głosowych, więc pewnie
Wiesiek słyszy, ale z jakichś powodów nie reaguje.
Na skwerze, tuż obok teatru, nie ma,
ach nie ma, tej co zwykle grupki amatorów porannej flaszki z promilami. I to
akurat na tyle mnie zadziwia, że sprawdzam sąsiednią uliczkę, a nawet
penetruję, wzrokiem, a nie czynem, tyły Marriotta. Moich znajomych jednak nie
widać.
„Znamy się tylko z widzenia, a jedno o
drugim nic nie wie, przez ulicę szeroką jak rzeka, uśmiechamy się czasem do
siebie, do siebie”. A dokładniej to ja się czasem do nich uśmiecham, tak na
wszelki wypadek, by nie zdenerwowali się za bardzo, gdy nie zechcę ich wesprzeć
finansowo. Uśmiech zamiast gotówki. No i dzisiaj nie mam się do kogo uśmiechać.
Do pracy też raczej nie poszli.
Zrezygnować z picia też raczej nie zrezygnowali. Najbardziej prawdopodobne, że
w ten piękny wiosenny dzień na Nowogrodzkiej pojawił się jakiś filantrop i
zaprosił ich na porannego drinka. Gdzieś tam siedzą i piją szczęśliwi.
Mam całą godzinę dla siebie. Oglądam
wystawy przy Wspólnej. Żałuję, że sklepiki jeszcze pozamykane. W kiosku w
Urzędzie Gminy Śródmieście kupuję gazety. Gdybym miała psa niósłby je przede
mną w zębach, ale nie mam, więc niosę je sama. W ręku.
Ogródki pachną kawą. Zaczynam się wahać:
gdzie przysiąść i co zamówić. Wybieram w końcu pustawą kawiarnię i takiż
ogródek, z widokiem na samochody, a do tego cappuccino z drożdżówką, by w
chwilę później żałować, że nie usiadłam w ciekawszym miejscu z widokiem na
ludzi i nie zamówiłam śniadania kontynentalnego, cokolwiek by ono nie
oznaczało.
Okazuje się jednak, że trafiłam nieźle.
Kelner jest miły i przystojny. Cappuccino obficie posypane czekoladą. Drożdżówka w pełni zasługuje na swą nazwę. Jest pulchna i pachnie drożdżami.
Warszawa nie jest zła. I nie jest zbyt
odkrywcze pisanie o tym. Ale nie sposób nie pisać.
Pięknie :-)) Poczułam zapach kawy i to wołanie Wieśka ;-)
OdpowiedzUsuńnastroje ulic bywają fascynujące.
UsuńPięknie zapraszasz na spacer po stolicy:-)Nie sposób nie pisać o rzeczach niby oczywistych, ale dodających życiu smaku i koloru:-)
OdpowiedzUsuńTe oczywiste - bywają najważniejsze.
UsuńPrzepiękny tekst. Lubię Warszawę, nie wiem, jakby mi się tam mieszkało, ale lubię ją odwiedzać, co jakiś czas. :) Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńDzięki za wizytę. Już byłam z rewizytą. Pozdrawiam.
UsuńKiedyś bardzo często bywałam w Warszawie. Przez 10 lata corocznie, podczas wakacji, na 2 tygodnie. W ciągu roku paręnaście razy. Znałam jej uroki. A teraz nie było mnie w Warszawie od 12 lat i nie wiem, czy jeszcze zachwyciłabym się tym miastem. Patrzę na fotografie i jej nie poznaję. Samo szkło i wieże. Mam nadzieję, że chociaż Łazienki pozostały te same- urokliwe.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś wiosną "przylecisz" wraz z innymi jaskółkami do Stolicy.W Łazienkach nadal pięknie.
OdpowiedzUsuńJak do tej pory, nie miałam okazji wypić kawy w warszawskiej kawiarni. Za to na lotnisku mi się udało, a cena mnie powaliła 🤗
OdpowiedzUsuńOd czasu do czasu warto zaszaleć.
UsuńJa sobie to ostatnie zdanie zapamiętam i sparafrazuję na moją wieś ;)
OdpowiedzUsuńNie powinienem rano czytać o drożdżówkach, strasznie uaktywniają się moje soki żołądkowe...
Pozdrawiam :)
Bardzo proszę parafrazować.
OdpowiedzUsuńDla mnie Warszawa nawet jesienią i w deszczu ma urok.
OdpowiedzUsuńA jak jest błotny ponury listopad? Jeśli nawet wtedy ma urok - to rzeczywiście jesteś fanką naszej Stolicy.
UsuńA nie zauważyłaś tego w mojej książce o Warszawie?
UsuńPoranny spacer może być energetyzujący, tak jak i czytanie o nim tak pięknej relacji
OdpowiedzUsuńZa to "pięknej" pięknie dziękuje.
OdpowiedzUsuńJakoś tak się ostatnio złożyło, że bywałam w stolicy nawet dwa razy w miesiącu. Nie lubię dużych miast ale raz na jakiś czas ma to swój urok
OdpowiedzUsuńW dużych miastach trzeba szukać przestrzeni dla siebie. W całokształcie są nie do ogarnięcia i w efekcie stają się toksyczne.
OdpowiedzUsuń