poniedziałek, 26 marca 2018

Starość nie jedno ma imię



Starość, a dokładniej zgrzybiałość, od zawsze mnie przeraża. I nie tylko z powodu Alzheimera. Lista powodów jest dłuższa, ale na jej prezentację szkoda czasu. Nic w niej rewelacyjnego. Typowe strachy. „Czego to ja nie mam? Aha, sklerozy”.
Przydarzyło mi się coś, co z lekka naruszyło mój dotychczasowy obraz smętnej starości. Spotkałam osiem staruszek (oj wkurzyłyby się, gdyby wiedziały, że tak je nazywam): trzy Jadwigi, Helenę, Krystynę, Janinę, Kazimierę i Henrykę. Ewidentne szczęściary, jako że udało im się uciec przed zarazą wieku podeszłego, czyli otępieniem starczym.

Poznałam je w  warunkach trudnych, wręcz ekstremalnych. Wszystkie te panie znalazły się bowiem w łóżkach szpitalnych z powodu poważnego zagrożenia zdrowia, a nawet życia. Przekrój wieku: 78 – 91 lat. Ta najstarsza właśnie rzuciła palenie papierosów. Przedtem paliła dużo: nawet dwie paczki dziennie.  Stan cywilny: wdowy. Ich mężom nie udało się pobić rekordów długowieczności, umierali wcześnie, koło 60-tki. Panie wspominają swoich partnerów ciepło. Kiedy o nich mówiły, uśmiechały się i wyraźnie ożywiały. Równie chętnie opowiadały o swojej pracy zawodowej, o tym, jak rodziły, jak się bawiły. Trzy z nich to matki jedynaków, jedna ma trójkę dzieci, pozostałe po dwoje. Są wnuki i prawnuki. Zakochane w babciach. Boże, jak te kobiety potrafią rozmawiać z wnuczętami.  Rozgadani bądź zasłuchani (na zmianę) młodzi ludzie godzinami warowali przy łóżkach swych antenatek.  Aż trzeba ich było przepędzać, by babcie miały trochę spokoju. Z przyjemnością obserwowałam tę międzypokoleniową komitywę, kiedy to np. wnuczka mówiła współczująco do babci: „Niech się babcia nie denerwuje, mama już taka jest”. Albo prawnuczek uspakajał: „Babcia zna babcię (czyli: prababcia zna babcię). Ona lubi przesadzać”.
Wątki zdrowia pojawiały się w rozmowach moich pań dopiero na trzecim miejscu, ale przyznać trzeba, że robiły wrażenia.  Czego tu nie było. Nie wiedziałam nawet, że takie schorzenia istnieją i że da się z nimi żyć. Klasyczna patologia mnoga, a one wcale nią nie przerażone.
Podziwiałam spokój, cierpliwość, z jaką znosiły niedogodności szpitalne, różnorodne bóle, niezbyt optymistyczne diagnozy, a potem odwagę, z jaką decydowały się na zabiegi i operacje, dające szansę na trochę dłuższe i bardziej komfortowe życie, ale przecież operacje bardzo, bardzo trudne i ryzykowne. Mówiły, że  nie chcą siedzieć i czekać na śmierć, wolą, by śmierć je zaskoczyła w momencie, gdy będą żyć pełną piersią. Chcą być jak najdłużej samodzielne, a nawet samowystarczalne, przynajmniej w podstawowych czynnościach. Nie umieją sobie wyobrazić całkowitej zależności od innych. Cztery z nich  mieszkają osobno, same organizują swoją codzienność i tak chcą trzymać.  Pozostałe są pod opieką rodziny, ale w swoich własnych mieszkaniach i na swoich warunkach.
Henryka przeszczęśliwa, bo operację wyznaczono za kilka miesięcy, przyjechał syn z zagranicy i zabiera ją do siebie. Pobędzie z zagranicznymi wnuczętami, a potem się jeszcze zobaczy. Może zamorscy specjaliści powiedzą, że operacja nie jest potrzebna? Krystyna z ulgą przyjęła wypis do domu. Szpital ją zmęczył. Boi się, bo jest zagrożona udarem mózgu, ale przynajmniej zdąży sfotografować kolejną porę roku w swoim ogrodzie nad Bugiem. Jadwiga , ta po osiemdziesiątce, cieszy się, że badania kontrolne wypadły znośnie i że udało się jej załatwić wcześniejszy wypis ze szpitala. Zdąży rozmrozić mięsa na imieniny. Jadwigę, tę młodszą, choroba złapała w czasie pracy, na polu. „Ja byłam całkowicie zdrowa, do ostatniej chwili pracowałam”. Potem były cztery szpitale i prawie dwa miesiące gehenny: zapalenie płuc i wsierdzia, sepsa. Dwadzieścia kilo mniej. Jest słabiutka, trochę wyłączona. Za dwa dni będzie operowana. Nie ma wyjścia. To ponoć jej jedyna szansa. Boi się, ale… na chwilę o tym wszystkim zapomina i śmieje się z dowcipu opowiadanego przez Krystynę. Janina w przeddzień operacji podchodzi do mojego łóżka i pyta:” Czy ja na pewno dobrze robię? Mam już tyle lat. Ale widziała pani, mam takie dobre córki, wspaniałych zięciów, wnuczki. Mam dla kogo żyć, prawda?” Jest taka skromna.  Ma się ochotę wziąć ją w ramiona i ukołysać. Kazimiera musztruje swoją najmłodszą córkę, ale jest w niej ewidentnie zakochana. Z wzajemnością. Posiadaczki córek są bardziej kapryśne, chętniej wchodzą w rolę bezradnych staruszek; posiadaczki synów są ogólnie ostrzejsze w tonie, bardziej niezależne.
Moje Panie nie poddają się łatwo. Nie ulegają też bezmyślnie personelowi medycznemu. Dyskutują z lekarzami, choć trzeba przyznać z pokorą. Z zadowoleniem przyjmują deklaracje: „Chciałbym/chciałabym tak wyglądać w pani wiekuTyle lat? Niemożliwe”. Są wdzięczne za pomoc i umieją to okazać. Bywały, jak trzeba złośliwe. Kiedy jedna z mniej empatycznych pielęgniarek weszła do sali i bez żadnego wyjaśnienia rzuciła w stronę pani Heleny: Idziemy!!!, ta uśmiechnęła się słodko i zapytała: „A dokąd to idziemy?” Pielęgniarka nie zmiękła i powtórzyła ostrym tonem: „Proszę się pospieszyć, idziemy!!!”. Na co pani Helena rzekła: „A nie boi się Pani, że zmokniemy, jak tak będziemy iść? Strasznie dzisiaj pada”. Boże, jakie to było cudne.
Moje Panie nie leżały i nie patrzyły się w sufit.  Spały, odpoczywały, ale też czytały, pisma ilustrowane i dzienniki, dzwoniły do bliskich, odbierały telefony, rozmawiały. No i dyskutowały o polityce. Mimo odmiennych sympatii, łagodnie odnosiły się do swoich adwersarek. 
Podziwiałam ich orientację w historii chorób, jakie przeszły, ich znajomość nazw leków i zasad ich dawkowania. Na ich tle wyglądałam na medycznego analfabetę. Strasznie też były cięte na przejęzyczenia. Poprawiały się nawzajem. Mnie również. Musiałam się pilnować, by nie dać im satysfakcji. Niby młodsza, a z pamięcią nie najlepiej.
Kiedy późnym wieczorem zaserwowano mi trzygodzinną kroplówkę, przez godzinę zabawiały mnie opowiadaniem dowcipów, całkiem pieprznych, żeby mi szybciej płynął czas. Innego dnia odbył się z kolei spontaniczny plebiscyt na najprzystojniejszego powojennego polskiego aktora filmowego.  Ależ to była zabawa.  Pani Henryka zaskoczyła nas znajomością przedwojennych filmów i anegdotami o  tym, jak to w warszawskich kawiarniach i ogródkach tropiła z przyjaciółką  ówczesnych amantów filmowych.
Dużo myślę o moich paniach. Nie wiem, skąd w nich tyle hartu, tyle optymizmu, tyle zgody na to, co niesie ze sobą starość. Nie wiem, czy potrafię być taka jak one.
Zainteresowanych powiadamiam, że, mimo mocnej konkurencji, w plebiscycie zwyciężył Jerzy Duszyński.  „Paweł Małaszyński też jest całkiem całkiem, ale dlaczego tak głupio się strzyże?” – stwierdziły moje towarzyszki (których imiona nieco pomieszałam, za co przepraszam. No cóż, niby młodsza, ale z pamięcią nie najlepiej).

15 komentarzy:

  1. Pamiętam wczasy, na których byliśmy ze sporo starszymi od siebie ludźmi. Nie było czasu na nudę! Na ławeczkach przed domem wczasowym snuto opowieści, których mogliśmy słuchać bez końca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sztuka narracji to coś co może zanikać, o ile młodzi nie zaczną znowu rozmawiać, opowiadać itd.

      Usuń
  2. Mówią, że palenie papierosów chroni przed Alzheimerem. Niepotrzebnie rzucała. Naraża swój organizm na potężny szok odstawienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby tak było na 100% to zaczęłabym palić. Ale gwarancji chyba jednak nie ma.

      Usuń
    2. Jedno jest pewne: paląc nie doczekasz Alzheimera :) Ja palę.

      Usuń
  3. Piękny i wzruszający opis Ewo.
    Moja Mama była właśnie taka pełna życia i humoru do samego końca.
    Chciałabym i ja taka być.
    Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tez słyszałam od znajomej lekarki , że palenie chroni przed Alzheimerem...ja niestety nie palę.
    Konia z rzędem temu, kto odkryje sekret długowieczności, bo niby coś tam wiemy, ale zdania nadal sa podzielone, bo jak wyjaśnić to zjawisko u osób, które nigdy o siebie specjalnie nie dbały, a dożywają setki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Genami, myślę. Geny zwyciężyły. Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Też bym chciała, ale podejrzewam, że hartu ducha mi zabraknie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękna relacja. Ciekawe czy te panie spodziewały się takiej wnikliwej obserwacji i przyjaznego rzeczy opisania. Zastanawiam się nad tym, czy istnieją jakieś blogowe możliwości udostępnienia tego tekstu w taki sposób aby mógł trafić pod strzechy do średniaków.
    Pozdrawiam serdecznie i już świątecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie takich możliwości nie ma. Również Świąt wspaniałych życzę.

      Usuń
  7. Fantastyczne kobiety! Uwielbiam takich starszych ludzi pełnych życia i wigoru mimo lat, schorzeń i przeżyć. Rozmowa z pielęgniarką cudna :-)
    Pozdrawiam przedświątecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Miłych Świąt. Dziękuję za wizytę. A kobiety rzeczywiście wspaniałe.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pięknie o tej nieuchronnej starości. Dopóki jesteśmy sprawni, wszystko możemy, gorzej, gdy przychodzi niemoc, patrzenie w sufit, choroby. Oby było jak najlepiej.
    Wesołych, radosnych i miłych świąt Wielkiej Nocy

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję. Radości w Święta życzę.

    OdpowiedzUsuń