Starość, a dokładniej
zgrzybiałość, od zawsze mnie przeraża. I nie tylko z powodu Alzheimera. Lista
powodów jest dłuższa, ale na jej prezentację szkoda czasu. Nic w niej
rewelacyjnego. Typowe strachy. „Czego
to ja nie mam? Aha, sklerozy”.
Przydarzyło mi się coś, co z lekka naruszyło mój dotychczasowy obraz smętnej starości. Spotkałam
osiem staruszek (oj wkurzyłyby się, gdyby wiedziały, że tak je nazywam): trzy
Jadwigi, Helenę, Krystynę, Janinę, Kazimierę i Henrykę. Ewidentne szczęściary,
jako że udało im się uciec przed zarazą wieku podeszłego, czyli otępieniem
starczym.
Poznałam je w warunkach
trudnych, wręcz ekstremalnych. Wszystkie te panie znalazły się bowiem w łóżkach
szpitalnych z powodu poważnego zagrożenia zdrowia, a nawet życia. Przekrój
wieku: 78 – 91 lat. Ta najstarsza właśnie rzuciła palenie papierosów. Przedtem
paliła dużo: nawet dwie paczki dziennie. Stan cywilny: wdowy. Ich mężom
nie udało się pobić rekordów długowieczności, umierali wcześnie, koło 60-tki.
Panie wspominają swoich partnerów ciepło. Kiedy o nich mówiły, uśmiechały się i
wyraźnie ożywiały. Równie chętnie opowiadały o swojej pracy zawodowej, o tym,
jak rodziły, jak się bawiły. Trzy z nich to matki jedynaków, jedna ma trójkę
dzieci, pozostałe po dwoje. Są wnuki i prawnuki. Zakochane w babciach. Boże,
jak te kobiety potrafią rozmawiać z wnuczętami. Rozgadani bądź zasłuchani
(na zmianę) młodzi ludzie godzinami warowali przy łóżkach swych
antenatek. Aż trzeba ich było przepędzać, by babcie miały trochę spokoju.
Z przyjemnością obserwowałam tę międzypokoleniową komitywę, kiedy to np.
wnuczka mówiła współczująco do babci: „Niech
się babcia nie denerwuje, mama już taka jest”. Albo prawnuczek
uspakajał: „Babcia zna babcię (czyli:
prababcia zna babcię). Ona
lubi przesadzać”.
Wątki zdrowia pojawiały się w
rozmowach moich pań dopiero na trzecim miejscu, ale przyznać trzeba, że robiły
wrażenia. Czego tu nie było. Nie wiedziałam nawet, że takie schorzenia
istnieją i że da się z nimi żyć. Klasyczna patologia mnoga, a one wcale nią nie
przerażone.
Podziwiałam spokój,
cierpliwość, z jaką znosiły niedogodności szpitalne, różnorodne bóle, niezbyt
optymistyczne diagnozy, a potem odwagę, z jaką decydowały się na zabiegi i
operacje, dające szansę na trochę dłuższe i bardziej komfortowe życie, ale
przecież operacje bardzo, bardzo trudne i ryzykowne. Mówiły, że nie chcą
siedzieć i czekać na śmierć, wolą, by śmierć je zaskoczyła w momencie, gdy będą
żyć pełną piersią. Chcą być jak najdłużej samodzielne, a nawet samowystarczalne,
przynajmniej w podstawowych czynnościach. Nie umieją sobie wyobrazić całkowitej
zależności od innych. Cztery z nich mieszkają osobno, same organizują
swoją codzienność i tak chcą trzymać. Pozostałe są pod opieką rodziny,
ale w swoich własnych mieszkaniach i na swoich warunkach.
Henryka przeszczęśliwa,
bo operację wyznaczono za kilka miesięcy, przyjechał syn z zagranicy i zabiera ją do
siebie. Pobędzie z zagranicznymi wnuczętami, a potem się jeszcze zobaczy.
Może zamorscy specjaliści powiedzą, że operacja nie jest potrzebna? Krystyna
z ulgą przyjęła wypis do domu. Szpital ją zmęczył. Boi się, bo jest zagrożona
udarem mózgu, ale przynajmniej zdąży sfotografować kolejną porę roku w swoim ogrodzie nad
Bugiem. Jadwiga , ta po osiemdziesiątce, cieszy się, że badania
kontrolne wypadły znośnie i że udało się jej załatwić wcześniejszy wypis ze
szpitala. Zdąży rozmrozić mięsa na imieniny. Jadwigę, tę młodszą, choroba
złapała w czasie pracy, na polu. „Ja
byłam całkowicie zdrowa, do ostatniej chwili pracowałam”. Potem
były cztery szpitale i prawie dwa miesiące gehenny: zapalenie płuc i wsierdzia,
sepsa. Dwadzieścia kilo mniej. Jest słabiutka, trochę wyłączona. Za dwa dni
będzie operowana. Nie ma wyjścia. To ponoć jej jedyna szansa. Boi się, ale… na
chwilę o tym wszystkim zapomina i śmieje się z dowcipu opowiadanego przez
Krystynę. Janina w przeddzień operacji podchodzi do mojego łóżka i
pyta:” Czy ja na pewno
dobrze robię? Mam już tyle lat. Ale widziała pani, mam takie dobre córki,
wspaniałych zięciów, wnuczki. Mam dla kogo żyć, prawda?” Jest
taka skromna. Ma się ochotę wziąć ją w ramiona i ukołysać. Kazimiera
musztruje swoją najmłodszą córkę, ale jest w niej ewidentnie zakochana. Z
wzajemnością. Posiadaczki córek są bardziej kapryśne, chętniej wchodzą w rolę
bezradnych staruszek; posiadaczki synów są ogólnie ostrzejsze w tonie, bardziej
niezależne.
Moje Panie nie poddają
się łatwo. Nie ulegają też bezmyślnie personelowi medycznemu. Dyskutują z
lekarzami, choć trzeba przyznać z pokorą. Z zadowoleniem przyjmują deklaracje:
„Chciałbym/chciałabym tak
wyglądać w pani wieku. Tyle
lat? Niemożliwe”. Są wdzięczne za pomoc i umieją to okazać.
Bywały, jak trzeba złośliwe. Kiedy jedna z mniej empatycznych pielęgniarek
weszła do sali i bez żadnego wyjaśnienia rzuciła w stronę pani Heleny: Idziemy!!!, ta uśmiechnęła
się słodko i zapytała: „A dokąd
to idziemy?” Pielęgniarka nie zmiękła i powtórzyła ostrym tonem: „Proszę się pospieszyć, idziemy!!!”.
Na co pani Helena rzekła: „A nie
boi się Pani, że zmokniemy, jak tak będziemy iść? Strasznie dzisiaj
pada”. Boże, jakie to było cudne.
Moje Panie nie leżały i nie
patrzyły się w sufit. Spały, odpoczywały, ale też czytały, pisma
ilustrowane i dzienniki, dzwoniły do bliskich, odbierały telefony, rozmawiały.
No i dyskutowały o polityce. Mimo odmiennych sympatii, łagodnie odnosiły się do
swoich adwersarek.
Podziwiałam ich orientację w
historii chorób, jakie przeszły, ich znajomość nazw leków i zasad ich
dawkowania. Na ich tle wyglądałam na medycznego analfabetę. Strasznie też były
cięte na przejęzyczenia. Poprawiały się nawzajem. Mnie również. Musiałam się
pilnować, by nie dać im satysfakcji. Niby
młodsza, a z pamięcią nie najlepiej.
Kiedy późnym wieczorem
zaserwowano mi trzygodzinną kroplówkę, przez godzinę zabawiały mnie
opowiadaniem dowcipów, całkiem pieprznych, żeby mi szybciej płynął czas. Innego
dnia odbył się z kolei spontaniczny plebiscyt na najprzystojniejszego
powojennego polskiego aktora filmowego. Ależ to była zabawa. Pani
Henryka zaskoczyła nas znajomością przedwojennych filmów i anegdotami
o tym, jak to w warszawskich kawiarniach i ogródkach tropiła z
przyjaciółką ówczesnych amantów filmowych.
Dużo myślę o moich paniach.
Nie wiem, skąd w nich tyle hartu, tyle optymizmu, tyle zgody na to, co niesie
ze sobą starość. Nie wiem, czy potrafię być taka jak one.
Zainteresowanych powiadamiam,
że, mimo mocnej konkurencji, w plebiscycie zwyciężył Jerzy Duszyński. „Paweł Małaszyński też jest całkiem całkiem,
ale dlaczego tak głupio się strzyże?” – stwierdziły moje
towarzyszki (których imiona nieco pomieszałam, za co przepraszam. No cóż, niby
młodsza, ale z pamięcią nie najlepiej).
Pamiętam wczasy, na których byliśmy ze sporo starszymi od siebie ludźmi. Nie było czasu na nudę! Na ławeczkach przed domem wczasowym snuto opowieści, których mogliśmy słuchać bez końca :)
OdpowiedzUsuńSztuka narracji to coś co może zanikać, o ile młodzi nie zaczną znowu rozmawiać, opowiadać itd.
UsuńMówią, że palenie papierosów chroni przed Alzheimerem. Niepotrzebnie rzucała. Naraża swój organizm na potężny szok odstawienia :)
OdpowiedzUsuńGdyby tak było na 100% to zaczęłabym palić. Ale gwarancji chyba jednak nie ma.
UsuńJedno jest pewne: paląc nie doczekasz Alzheimera :) Ja palę.
UsuńPiękny i wzruszający opis Ewo.
OdpowiedzUsuńMoja Mama była właśnie taka pełna życia i humoru do samego końca.
Chciałabym i ja taka być.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Tez słyszałam od znajomej lekarki , że palenie chroni przed Alzheimerem...ja niestety nie palę.
OdpowiedzUsuńKonia z rzędem temu, kto odkryje sekret długowieczności, bo niby coś tam wiemy, ale zdania nadal sa podzielone, bo jak wyjaśnić to zjawisko u osób, które nigdy o siebie specjalnie nie dbały, a dożywają setki?
Genami, myślę. Geny zwyciężyły. Pozdrawiam.
UsuńTeż bym chciała, ale podejrzewam, że hartu ducha mi zabraknie.
OdpowiedzUsuńPiękna relacja. Ciekawe czy te panie spodziewały się takiej wnikliwej obserwacji i przyjaznego rzeczy opisania. Zastanawiam się nad tym, czy istnieją jakieś blogowe możliwości udostępnienia tego tekstu w taki sposób aby mógł trafić pod strzechy do średniaków.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i już świątecznie
Pewnie takich możliwości nie ma. Również Świąt wspaniałych życzę.
UsuńFantastyczne kobiety! Uwielbiam takich starszych ludzi pełnych życia i wigoru mimo lat, schorzeń i przeżyć. Rozmowa z pielęgniarką cudna :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam przedświątecznie!
Miłych Świąt. Dziękuję za wizytę. A kobiety rzeczywiście wspaniałe.
OdpowiedzUsuńPięknie o tej nieuchronnej starości. Dopóki jesteśmy sprawni, wszystko możemy, gorzej, gdy przychodzi niemoc, patrzenie w sufit, choroby. Oby było jak najlepiej.
OdpowiedzUsuńWesołych, radosnych i miłych świąt Wielkiej Nocy
Dziękuję. Radości w Święta życzę.
OdpowiedzUsuń