No i trafił się nam dzień niezwykły. 14 lutego 2024 roku. Walentynkowy Popielec, a może
Popielcowe Walentynki? Zbitek niesamowity. Przy czym pierwsze określenie jakieś
radośniejsze mi się zdaje.
Popielec ze swej natury raczej smutne
skojarzenia wywołuje. Posypywania głów popiołem to znak pokuty, przypomnienie o
przemijaniu i ułomności człowieka. Z drugiej strony, nie tylko o to przecież chodzi,
że z prochu powstałeś i w proch się obrócisz, ale i o to, że masz szanse na odrodzenie.
Życie ziemskie minie, ale jest szansa na życie wieczne.
Walentynki - święto ziemskiej miłości. Walentynkowy
Popielec jest zatem okazją do refleksji nad tym, jak bardzo jesteśmy w
miłości ułomni i jak szybko przemija wielu naszych miłosnych porywów. Ale to przecież nie wszystko. Jest przecież i
ten drugi element, czyli nadzieja na miłość nieprzemijającą, dojrzałą, o którą
warto się starać, na którą trzeba zasłużyć.
A co oznacza ten drugi zbitek słów?
Co z Popielcowymi Walentynkami? Moim
zdaniem, jest to wezwanie do posypania sobie popiołem głowy i do przyznania się
do błędów, zaniedbań itp. w relacjach z tymi, których kochamy i przez których chcielibyśmy
być kochani Rytuał nieco smutny i
uciążliwy, zwłaszcza w połączeniu z obowiązującym w Środę Popielcową postem. Ale
konieczny.
Obraz un-perfekt z Pixabay
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz