Uczciwiej byłoby powiedzieć – domki, bo oba, jak na przyjęte standardy, niewielkie. I, w przeciwieństwie do tych na obrazku, do siebie niepodobne.
Ten pierwszy, większy, niby w mieście, a tak naprawdę na obrzeżu miasta. Za to blisko lasu. Ten drugi, mniejszy, niby wiejski, ale tak naprawdę na obrzeżu wsi. Blisko jeziora, za to daleko od lasu.
Ten pierwszy dom, niby w mieście, ma żółte,
ceglane ściany. Ten drugi, niby na wsi, jest drewniany, brązowy, z czerwonym
dachem.
Ten pierwszy, miejski, ma kominek. Od
dwóch lat nie używany. Zimy ciepłe, no i
smog straszy. Ten drugi, wiejski, nie ma kominka. Za to od czasu do
czasu można koło niego rozpalić ognisko.
Ten pierwszy ma taras i trochę
otaczającej go przestrzeni. Mocno zadrzewionej. Ten drugi ma werandę i dużo
przestrzeni, tylko częściowo zadrzewionej. Za to ma wciąż rozwijający się
warzywnik i piękny kwiatowy ogródek.
W tym pierwszym, miejskim, drzewa tworzą
mur, zamykający przestrzeń. Siedzi się w zielonej, całkiem zresztą malowniczej
klatce, ale wzrokiem za daleko nie sięgniesz. Chyba, że patrzysz w niebo, ale i
wtedy czujesz się jak w „studni”. Efekt
znany z dawnej kamienicznej zabudowy.
W tym drugim domu teren jest otwarty, a dom stoi na wzniesieniu. Wzrokiem
można ogarnąć pokaźny połać ziemi, a i niebo otwiera się szeroko. I to słoneczne,
błękitne; i to szarawe, pochmurne, i to nocne, najbardziej zjawiskowe.
W tym pierwszym domu, z uwagi na wielość
ulicznych latarni, gwiazd prawie nie widać. W tym drugim, nocą panują
ciemności, czasami wręcz egipskie. Ale kiedy pogoda jest dobra, a niebo czyste,
widać na nim gwiazd bez liku i można wpatrywać się w Drogę Mleczną bez
ograniczeń.
W tym pierwszym domu, z uwagi na
zadrzewienie, sąsiadów bardziej słychać niż widać. W tym drugim – i słychać, i
widać. Co i rusz ktoś przechodzi drogą biegnącą wzdłuż płotu, a że życie toczy
się na zewnątrz, kontaktów nie brakuje.
A teraz różnica najważniejsza między
tymi dwoma domami: w tym pierwszym nieustannie myślę o koronawirusie, w tym
drugim o nim zapominam.
W opisie niby różnice niewielkie, ale ta na końcu zasadnicza.
OdpowiedzUsuńNa podobnej zasadzie funkcjonują nasze wycieczki w weekendy za miasto, w lesie nie ma ludzi ani wirusów:-)
Podobne czy niepodobne? Te nasze domy są, choć może słabo to wykazałam, tak naprawdę dość odmienne. W materii, rzecz jasna. Duchem są podobne. Mieszkańcy ci sami, a to decyduje o ich, znaczy domów, tożsamości. Jaki domku jesteś, jak powstałeś, jak się będziesz zmieniać? Napisałem ten tekst dlatego, że tę ostatnią różnicę ostatnio odczuwam najbardziej. I jeszcze dlatego, że tak się zastanawiam, co zrobimy, jak nasze domy staną się takie same, będziemy się w nich czuć tak samo, robić to samo? Z którego zrezygnujemy?
UsuńA mówią, że od przybytku głowa nie boli :)
OdpowiedzUsuńCiesz się jednym i drugim domkiem. Pewnie na jedne okoliczności któryś z nich będzie lepszy, na inne - gorszy. Ale okoliczności się zmieniają.
Nie boli, nie boli. W każdym razie od takiego przybytku nie boli. Cieszę się tymi domkami, a jakże.
OdpowiedzUsuń