niedziela, 6 października 2019

GRANICE TOLERANCJI


Nareszcie tramwaje i autobusy będą przestronne, z miejscami siedzącymi dla wszystkich potrzebujących miejskiego transportu mieszkańców, a przy tym zdesperowanych lub pozbawionych węchu. Zwłaszcza w sezonie jesienno-zimowym.

W Warszawie podjęto decyzję o niewypraszaniu czy dosadniej: o nieusuwaniu, tzw. kłopotliwych pasażerów z pojazdów komunikacji miejskiej. Pasażer brudny, śmierdzący, z podejrzanie pachnącym bagażem, ma prawo do przejazdu miejską komunikacją takie samo jak pasażer czysty, pięknie pachnący, ze schludnym bagażem. Stare powiedzenie: „Menel jedzie tramwajem, tramwaj jedzie menelem” nie traci, co prawda, na aktualności, ale na aktualności traci prawo do oburzania się na opisaną w nim sytuację. 

Każdy, kto często podróżuje komunikacją miejską, wie, że jeżeli w jakiejś części pojazdu jest pusto, i z daleka widać wolne miejsca siedzące, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że gdzieś tam, w tej wolnej przestrzeni, jedzie on/ona, taki sam on/ona jak my, tyle, że … patrz wyżej. Czasami już na wejściu mamy taką świadomość i wtedy trzeba podjąć błyskawiczną decyzję: przetrzymać i jechać, czy też: poczekać na następny tramwaj, autobus.

Ja z reguły przetrzymuję, dowodząc tym samym, że przetrzymać można. Ale nie jestem pewna, czy to musi być jedyne „humanitarne” rozwiązanie. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że alternatywą może być zamarznięcie niechcianego pasażera na przystanku. Ale czy to musi być jedyna alternatywa? Czy potrafimy skutecznie pomóc bezdomnym? Również tym uzależnionym od alkoholu. Chyba jednak nie potrafimy. 

Jest problem. Wybór mniejszego zła? A z drugiej strony, nadmiar tolerancji prowadzi do nietolerancji.  

Obraz Gerd Altmann z Pixabay 

17 komentarzy:

  1. kompletna niekonsekwencja, bo równocześnie nadal jest w mocy zakaz wapowania e-papierosów, które jak wiadomo, praktycznie prawie żadnego zapachu, dymu, czy innych oparów nie wydzielają...
    równocześnie jeśli ma to być forma pomocy bezdomnych, profilaktyka zamarznięć i zachorowań, to jest to wylanie dziecka z kąpielą, bo podkręci ogólną niechęć do tychże, która i tak jest spora, zwiększy ilość aktów agresji do nich... czyli dokładnie tak, jak piszesz w ostatnim zdaniu...
    a może to ma mieć na celu zmotywowanie ludzi, aby przesiedli się na rowery?... no, cóż, mnie akurat nie trzeba motywować i większość ruchów po mieście wykonuję właśnie na rowerze bez względu na porę roku, ale to nie zmienia postaci rzeczy, że choć cel uważam za szczytny, to wybrano wyjątkowo idiotyczny sposób tego motywowania...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na rowerze na pewno nie dam rady. Muszę się przystosować. Właśnie dzisiaj jechałam tramwajem z trójką kłopotliwych panów. Chyba nie tyle przemieszczali się tramwajem, co w nim odpoczywali: od pętli do pętli.

      Usuń
  2. Moim zdaniem> problem bezdomnych;dotyczy nie tylko pasażerów brudnych, śmierdzących, z podejrzanie pachnącym bagażem; jest tak ogromny, że tego nie da się ogarnąć; bo i przyczyn wiele. Bieda była, jest i będzie. Samo życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że tak. To bardzo złożona kwestia. Poza tym: ci kłopotliwi pasażerowie wcale nie muszą być bezdomni.

      Usuń
  3. Humanitaryzm na wagę złota, ale stałam kiedyś w kolejce przed takim bezdomnym, kupował piwo, nie dałam rady, zwyczajnie mnie zemdliło, wyszłam ze sklepu...może jestem bez serca, ale nie bez węchu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiadomo, że do środków transportu publicznego nie wolno wnosić duriana. Są nawet naklejki na szybach. Zakaz obowiązuje też w niektórych hotelach. Dlaczego? Bo są ludzie, którzy nie mogą znieść jego zapachu. Owszem, jest mocny, ale moim zdaniem nie najgorszy. Zwłaszcza, że o ser szwajcarski jest dozwolony.
    Wszystko zależy od indywidualnych gustów. Kto miałby decydować o tym jaki zapach jest znośny? Czy robotnik po dniówce w przepoconej koszuli może jechać? A nastolatek po wuefie? Pani, mało subtelnie spryskana Flowers by Kenzo (kiedyś ten zapach wywoływał u mnie odruch wymiotny)?

    OdpowiedzUsuń
  5. W opisanym przeze mnie problemie nie tylko o zapach chodzi. On jest tylko sygnałem problemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u mnie metaforą. Granice są dla każdego inne. Nie można ustawowo nakazać, że coś tolerujemy, póki jest go mało (albo trafia w czyjś, ale czyj?, gust). A jak jest tego za dużo (znowu według kogo?), to już nie.

      Usuń
  6. Nie ma dobrego rozwiązania, chyba że wyizolowana zapachowo i widokowo część tramwaju tylko dla meneli i pijaków. Ale skoro profesja „kanar” wciąż istnieje, to może poprzez jej rozbudowanie w jakieś części problem dałoby się ograniczyć, wszak większość tych „zapachowców” jeździ na gapę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z obserwacji wiem, że im się biletów nie sprawdza.

      Usuń
    2. kanary pracują w systemie prowizyjnym, więc ich uwaga jest skierowana głównie na pasażerów ich zdaniem wypłacalnych, a im szybciej wypłacalnych, tym lepiej... za pasażera ujawnionego bez biletu i płacącego od razu potrącają sobie prowizję na bieżąco, za spisanego jedynie otrzymują dolę dopiero, gdy wpłaci na konto ZTM... co więcej, czas to dla nich pieniądz, więc nieraz odpuszczają pasażerowi problemowemu, na przykład bez dokumentów, gdyż szukanie policji koniecznej do pozyskania jego danych zabiera im czas, w którym mogliby ujawnić innych, rokujących większą nadzieję na szybszy, pewniejszy zarobek...
      ergo, pewni pasażerowie w ogóle nie wzbudzają ich zainteresowania, na przykład tacy, którzy wyglądają jak bezdomni...
      problem kłopotliwych pasażerów może rozwiązać jedynie powołanie patroli lotnej ochrony, opłacanej na innych warunkach, mającej uprawnienia do wypraszania ich z pojazdu, oraz samego terenu metra, nawet z użyciem kontrolowanej przemocy... przy obecnym regulaminie ZTM nie ma o czym gadać nawet teoretycznie...
      p.jzns :)

      Usuń
  7. Ostatnie zdanie jest bardzo prawdziwe. Tego typy kroki bardzo często prowadzą do skutków dokładnie odwrotnych od zamierzonych celów.

    Rozumiem względy humanitarne, pomoc itp. Ale jeśli chcemy, aby transport publiczny był realną alternatywą dla samochodu, dla ludzi, którzy samochodem mogliby jeździć, bo ich na niego stać, bo tak jest im wygodniej, bo im to odpowiada, a jednak chcemy przekonać ich do jazdy np. autobusem, to takimi działaniami... Raczej trudno zachęcić kogoś, kto nie musi mieć do czynienia z takimi atrakcjami, aby jednak się skusił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie taki początkujący pasażer może doznać traumy i nigdy więcej nie ryzykować.

      Usuń
  8. Czytałam, ale nie mam siły dyskutować o tolerancji, nie dzisiaj. Czekam na niedzielę- cała jestem rozdygotana. Jeszcze nigdy, żadne wybory na mnie tak nie działały. I nie potrafię znaleźć sposobu, by się uspokoić.

    OdpowiedzUsuń
  9. Podobnie to przeżywam. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przykra rzeczywistość.Nie każdy to zrozumie.Kiedyś zatłoczone autobusy i tramwaje jeździły o wiele częściej ,niż teraz. Codziennie jeździłam do pracy i nie raz odory zalatywały, czy to od pijaka,biedaka,i nadzwyczajnej od spoconego po pracy...ale trzeba było dojechać.☺Ludzie jeszcze teraz nie lubią wody z mydłem☺☺Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń