Kiedyś
prowadziłam zajęcia z szeroko rozumianej kreatywności. Jedno z typowych ćwiczeń
polegało na stworzeniu „czegoś z niczego”, np. mądrej sentencji czy ciekawej
narracji wokół przypadkowego słowa. Z tamtych zajęć pozostała mi lista takich
słów. Postanowiłam z niej korzystać w celu rozwijania mej blogowej
kreatywności. Dzisiaj zajmę się czwartym
na tej liście słowem, czyli windą.
Być
może co niektórych zadziwię, ale pierwszy raz w życiu zobaczyłam windę już jako
osoba pełnoletnia. Winda była warszawska. Schody ruchome poznałam ciut wcześniej, bo w czasie wycieczki do
Warszawy, w dziesiątej klasie LO. W programie zwiedzania była oczywiście Trasa
WZ i jej atrakcje. To było coś. Windy
nam nie pokazano.
W
rok później przyjechałam do stolicy ponownie. Na studia. Akademika nie dostałam
i wynajmowałam pokój, a właściwie część pokoju w kawalerce, za Żelazną Bramą. W
bloku była winda, a nawet kilka wind.
Po schodach
wchodzić nigdy nie lubiłam, więc możliwość korzystania z wind bardzo sobie ceniłam.
Lęku przed nimi nigdy nie odczuwałam. Żadnych przykrych zdarzeń w ich
przestrzeni nie zaliczyłam. Dwa razy winda zatrzymała się między piętrami. Na
kilkanaście minut. Poznałam dzięki temu dwóch miłych sąsiadów. Jak widać, winda
psuła się wybiórczo, wioząc towarzystwo mieszane.
Obiektem
mojej największej windowej miłości były jednak windy w Pałacu Kultury i Nauki. Żadnej samoobsługi, za to miła pani na
krzesełku windą kierująca. I ta niebotyczna wysokość, na którą mogła mnie
zawieźć.
Z
czasem windy mi spowszedniały. I to niezależnie
od wersji. Choć nie, jednak skłamałam. Prawdziwy zachwyt wzbudziły we mnie jeszcze
windy przeszklone, które pojawiły się w nowych centrach handlowych, a
konkretnie winda w Blue City.
Muszę jeszcze wspomnieć o dwóch windach. Pierwsza z niezwykłego filmu „Windą na szafot”. Niesamowite wrażenia. Również od strony muzycznej. I jeszcze druga winda z piosenki z repertuaru zespołu „Dwa Plus Jeden”:
Muszę jeszcze wspomnieć o dwóch windach. Pierwsza z niezwykłego filmu „Windą na szafot”. Niesamowite wrażenia. Również od strony muzycznej. I jeszcze druga winda z piosenki z repertuaru zespołu „Dwa Plus Jeden”:
„Mój piękny Panie raz zobaczony w
Technicolorze,
Piszę do Pana ostatni list.
Już mi lusterko z tym Pana zdjęciem też
nie pomoże,
Pora mi dzisiaj do ślubu iść.
Mój piękny Panie, ja go nie kocham –
taka jest prawda.
Pan główną rolę gra w każdym śnie,
Ale dziewczyna przez świat nie może iść
całkiem sama.
Życie jest życiem, Pan przecież wie…
Już mi niosą suknię z welonem,
Już Cyganie czekają z muzyką,
Koń do taktu zamiata ogonem,
Mendelssohnem stukają kopyta.
Jeszcze ryżem sypną na szczęście,
Gości tłum coś fałszywie odśpiewa,
Złoty krążek mi wcisną na rękę,
I powiozą mnie windą do nieba”.
Słowa
Marka Dutkiewicza. Muzyka Janusza Kruka. Lata 70. Jedna z piosenek mej młodości. Piękny czas.
Taką winda nie jechałaś – sześćset metrów pod ziemię z szybkością ośmiu metrów na sekundę. Telepało jak w tramwaju tuż po wojnie. I tak przez trzydzieści lat, prawie dzień w dzień. Dziś pewnie i winda do nieba (piekło mam zaliczone) nie zrobiłaby na mnie żadnego wrażenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
To zaliczenie piekła mnie zainteresowalo. mam nadzieję, że to tylko metafora.
UsuńI tak, i nie ;) Wszystko zależy od definicji piekła. Są tacy, którzy twierdzą, że piekło jest na ziemi i mnie blisko do tej tezy...
UsuńJa z kolei wolę schodami, za windami nie przepadam, chociaż na filmach podobają mi się takie staroświeckie w hotelach lub kamienicach. Gdy jesteśmy młodzi nie ma znaczenia, na którym pietrze mieszkamy, gorzej na starość...
OdpowiedzUsuńSchodami lubię schodzić. Podobnie w górach. Bawi mnie schodzenie. Nie lubię wspinaczki.
UsuńNiby mam lęk wysokości, a windy lubię. Ostatnio jechałam taką, co trzeba było zamknąć żelazne drzwi, by winda ruszyła.
OdpowiedzUsuńA piosenka piękna jak marzenie.
Serdecznie pozdrawiam
Faktycznie. Są też te windy, które wymagają ręcznego dokładnego domknięcia drzwi. A co do lęku wysokości. Może w windzie tego się nie czuje, Już bardziej grozi nam atak klaustrofobii. Serdeczności.
UsuńPewnie nie widziałaś też takiej windy bez drzwi (nie wiem, czy poza urzędami na Śląsku takie bywały, bo ja nie bywałam :) ). Winda jeździła w kółko, tak wolno, żeby można było wejść? wskoczyć?
OdpowiedzUsuńNie bałam się wind do czasu, aż w jednej nie utknęłam. I to też nie od razu. Dopiero, kiedy zaczęło brakować powietrza. Może tylko mnie :) Ratował mnie mały chłopczyk, instruując, żebym odciągnęła taka metalową wajchę, a on wtedy odciągnie drzwi. Tyle, że gdyby wtedy ktoś na jednym z 10-ciu pieter nacisnął guzik to przytrzaśnie mi rękę, a potem urwie, gdy kabina ruszy. Czy wiesz, że pamiętam wszystko, poza tym jak się z tej windy wydostałam?
Faktycznie. Nie widziałam. każdym razie na żywo. Bo chyba w jakimś filmie taka winda sie pojawiła. Przygoda opisana przez Ciebie zatrważająca.
UsuńRóżnymi windami jeżdziłąm i nadal jeżdżę.
OdpowiedzUsuńAle nigdy nie zapomnę tej windy, któą wjeżdżałąm na zbocze Mont Blanc - na Aiguille du Midi. Najpierw się wjeżdżało kolejka linową a potem była przesiadka i wjazd windą na drugi poziom. I ta winda w lodowcu jechała.
Takich wind i takich kolejek to ja się akurat boję. Choć doceniam ich atrakcyjność, tyle że tak bardziej zaocznie.
OdpowiedzUsuńpierwszą windą jaką widziałam jako dziecko to była winda w UW wchodziło się do niej I wychodziło, bardzo się jej byłam, druga winda która utkwiła mi w pamięci była w Pałacu Kultury a W-wie myślałam że w niej zwymiotuję Haha a trzecia była jak jechałam a raczej spadałam w kopalni, wtedy myślałam że to moje ostatnie 5 min. życia,każda następna winda to była już normalka
OdpowiedzUsuńFaktycznie kopalniane windy są dość przerażające.
UsuńNie cierpię przeszkolonych wind! Lek wysokości mam. Najmniejsza winda jaką jechałam z trudem mieściła mnie i męża. A do tutejszej może wejść 11 osób, pod warunkiem, że nie ważą więcej niż 750 kg. No i chyba tylko "na barana"
OdpowiedzUsuńDrobniutcy muszą być.
Usuńwindy w Pałacu były (są) fajne te najnowsze, pospieszne, dalekobieżne... one nie miały obsługi w środku... tylko cieć na dole potrafił czasem zapytać dokąd ktoś się wybiera, gdy wyczuwał, że ów ktoś źle się wybiera...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)...
Te na samą górę, czyli taras widokowy, miały obsługę.
OdpowiedzUsuńPoza jednym przypadkiem kiedy 5 letnia siostrzenica włożyła rękę pomiędzy drzwi i kabinę,a ja tego nie zauważyłam i nacisnęłam guzik, nie miałam żadnych przykrych zdarzeń z windą, a jednak odczuwam irracjonalny lęk, gdy nią jeżdżę. Na szczęście reki dziecku nie urwało, bo człowiek stojący na zewnątrz otworzył drzwi. Mnie się jednak dostało od wszystkich członków rodziny, że dziecka nie umiem dopilnować. Od tamtej pory, ile razy wchodzę do windy, pilnuję się, by nikomu kończyn nie przytrzasnąć. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa z kolei mam obawy, że winda się urwie.
OdpowiedzUsuńW pracy zmuszona byłam jeździć windą,bo biura mieliśmy na 10 pietrze..Bywało ,że winda stanęła i czekałam na pomoc.☺Ogólnie boję się windy,i jak mam taką możliwość ,kilka pieter to idę piechotką..mam klaustrofobię i może dlatego.Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny.
OdpowiedzUsuńU mnie także lęk wysokości i...choroba lokomocyjna; jazdę windą jeszcze jakoś znoszę;
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i napomknę, że na moim blogu we wspomnieniach odnajdziesz także siebie.