czwartek, 14 marca 2019

Z WINDĄ W TYTULE



Kiedyś prowadziłam zajęcia z szeroko rozumianej kreatywności. Jedno z typowych ćwiczeń polegało na stworzeniu „czegoś z niczego”, np. mądrej sentencji czy ciekawej narracji wokół przypadkowego słowa. Z tamtych zajęć pozostała mi lista takich słów. Postanowiłam z niej korzystać w celu rozwijania mej blogowej kreatywności.  Dzisiaj zajmę się czwartym na tej liście słowem, czyli windą.

Być może co niektórych zadziwię, ale pierwszy raz w życiu zobaczyłam windę już jako osoba pełnoletnia. Winda była warszawska. Schody ruchome poznałam ciut wcześniej, bo w czasie wycieczki do Warszawy, w dziesiątej klasie LO. W programie zwiedzania była oczywiście Trasa WZ  i jej atrakcje. To było coś. Windy nam nie pokazano.


W rok później przyjechałam do stolicy ponownie. Na studia. Akademika nie dostałam i wynajmowałam pokój, a właściwie część pokoju w kawalerce, za Żelazną Bramą. W bloku była winda, a nawet kilka wind. 

Po schodach wchodzić nigdy nie lubiłam, więc możliwość korzystania z wind bardzo sobie ceniłam. Lęku przed nimi nigdy nie odczuwałam. Żadnych przykrych zdarzeń w ich przestrzeni nie zaliczyłam. Dwa razy winda zatrzymała się między piętrami. Na kilkanaście minut. Poznałam dzięki temu dwóch miłych sąsiadów. Jak widać, winda psuła się wybiórczo, wioząc towarzystwo mieszane.  

Obiektem mojej największej windowej miłości były jednak windy w Pałacu Kultury i Nauki.  Żadnej samoobsługi, za to miła pani na krzesełku windą kierująca. I ta niebotyczna wysokość, na którą mogła mnie zawieźć.

Z czasem windy mi spowszedniały.  I to niezależnie od wersji. Choć nie, jednak skłamałam. Prawdziwy zachwyt wzbudziły we mnie jeszcze windy przeszklone, które pojawiły się w nowych centrach handlowych, a konkretnie winda w Blue City. 

Muszę jeszcze wspomnieć o dwóch windach. Pierwsza z niezwykłego filmu „Windą na szafot”. Niesamowite wrażenia. Również od strony muzycznej. I jeszcze druga winda z piosenki z repertuaru zespołu „Dwa Plus Jeden”:


„Mój piękny Panie raz zobaczony w Technicolorze,
Piszę do Pana ostatni list.
Już mi lusterko z tym Pana zdjęciem też nie pomoże,
Pora mi dzisiaj do ślubu iść.

Mój piękny Panie, ja go nie kocham – taka jest prawda.
Pan główną rolę gra w każdym śnie,
Ale dziewczyna przez świat nie może iść całkiem sama.
Życie jest życiem, Pan przecież wie…

Już mi niosą suknię z welonem,
Już Cyganie czekają z muzyką,
Koń do taktu zamiata ogonem,
Mendelssohnem stukają kopyta.

Jeszcze ryżem sypną na szczęście,
Gości tłum coś fałszywie odśpiewa,
Złoty krążek mi wcisną na rękę,
I powiozą mnie windą do nieba”. 

Słowa Marka Dutkiewicza. Muzyka Janusza Kruka. Lata 70.  Jedna z piosenek mej młodości. Piękny czas.

22 komentarze:

  1. Taką winda nie jechałaś – sześćset metrów pod ziemię z szybkością ośmiu metrów na sekundę. Telepało jak w tramwaju tuż po wojnie. I tak przez trzydzieści lat, prawie dzień w dzień. Dziś pewnie i winda do nieba (piekło mam zaliczone) nie zrobiłaby na mnie żadnego wrażenia.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zaliczenie piekła mnie zainteresowalo. mam nadzieję, że to tylko metafora.

      Usuń
    2. I tak, i nie ;) Wszystko zależy od definicji piekła. Są tacy, którzy twierdzą, że piekło jest na ziemi i mnie blisko do tej tezy...

      Usuń
  2. Ja z kolei wolę schodami, za windami nie przepadam, chociaż na filmach podobają mi się takie staroświeckie w hotelach lub kamienicach. Gdy jesteśmy młodzi nie ma znaczenia, na którym pietrze mieszkamy, gorzej na starość...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Schodami lubię schodzić. Podobnie w górach. Bawi mnie schodzenie. Nie lubię wspinaczki.

      Usuń
  3. Niby mam lęk wysokości, a windy lubię. Ostatnio jechałam taką, co trzeba było zamknąć żelazne drzwi, by winda ruszyła.
    A piosenka piękna jak marzenie.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie. Są też te windy, które wymagają ręcznego dokładnego domknięcia drzwi. A co do lęku wysokości. Może w windzie tego się nie czuje, Już bardziej grozi nam atak klaustrofobii. Serdeczności.

      Usuń
  4. Pewnie nie widziałaś też takiej windy bez drzwi (nie wiem, czy poza urzędami na Śląsku takie bywały, bo ja nie bywałam :) ). Winda jeździła w kółko, tak wolno, żeby można było wejść? wskoczyć?
    Nie bałam się wind do czasu, aż w jednej nie utknęłam. I to też nie od razu. Dopiero, kiedy zaczęło brakować powietrza. Może tylko mnie :) Ratował mnie mały chłopczyk, instruując, żebym odciągnęła taka metalową wajchę, a on wtedy odciągnie drzwi. Tyle, że gdyby wtedy ktoś na jednym z 10-ciu pieter nacisnął guzik to przytrzaśnie mi rękę, a potem urwie, gdy kabina ruszy. Czy wiesz, że pamiętam wszystko, poza tym jak się z tej windy wydostałam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie. Nie widziałam. każdym razie na żywo. Bo chyba w jakimś filmie taka winda sie pojawiła. Przygoda opisana przez Ciebie zatrważająca.

      Usuń
  5. Różnymi windami jeżdziłąm i nadal jeżdżę.
    Ale nigdy nie zapomnę tej windy, któą wjeżdżałąm na zbocze Mont Blanc - na Aiguille du Midi. Najpierw się wjeżdżało kolejka linową a potem była przesiadka i wjazd windą na drugi poziom. I ta winda w lodowcu jechała.

    OdpowiedzUsuń
  6. Takich wind i takich kolejek to ja się akurat boję. Choć doceniam ich atrakcyjność, tyle że tak bardziej zaocznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. pierwszą windą jaką widziałam jako dziecko to była winda w UW wchodziło się do niej I wychodziło, bardzo się jej byłam, druga winda która utkwiła mi w pamięci była w Pałacu Kultury a W-wie myślałam że w niej zwymiotuję Haha a trzecia była jak jechałam a raczej spadałam w kopalni, wtedy myślałam że to moje ostatnie 5 min. życia,każda następna winda to była już normalka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie kopalniane windy są dość przerażające.

      Usuń
  8. Nie cierpię przeszkolonych wind! Lek wysokości mam. Najmniejsza winda jaką jechałam z trudem mieściła mnie i męża. A do tutejszej może wejść 11 osób, pod warunkiem, że nie ważą więcej niż 750 kg. No i chyba tylko "na barana"

    OdpowiedzUsuń
  9. windy w Pałacu były (są) fajne te najnowsze, pospieszne, dalekobieżne... one nie miały obsługi w środku... tylko cieć na dole potrafił czasem zapytać dokąd ktoś się wybiera, gdy wyczuwał, że ów ktoś źle się wybiera...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
  10. Te na samą górę, czyli taras widokowy, miały obsługę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Poza jednym przypadkiem kiedy 5 letnia siostrzenica włożyła rękę pomiędzy drzwi i kabinę,a ja tego nie zauważyłam i nacisnęłam guzik, nie miałam żadnych przykrych zdarzeń z windą, a jednak odczuwam irracjonalny lęk, gdy nią jeżdżę. Na szczęście reki dziecku nie urwało, bo człowiek stojący na zewnątrz otworzył drzwi. Mnie się jednak dostało od wszystkich członków rodziny, że dziecka nie umiem dopilnować. Od tamtej pory, ile razy wchodzę do windy, pilnuję się, by nikomu kończyn nie przytrzasnąć. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja z kolei mam obawy, że winda się urwie.

    OdpowiedzUsuń
  13. W pracy zmuszona byłam jeździć windą,bo biura mieliśmy na 10 pietrze..Bywało ,że winda stanęła i czekałam na pomoc.☺Ogólnie boję się windy,i jak mam taką możliwość ,kilka pieter to idę piechotką..mam klaustrofobię i może dlatego.Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziękuję za odwiedziny.

    OdpowiedzUsuń
  15. U mnie także lęk wysokości i...choroba lokomocyjna; jazdę windą jeszcze jakoś znoszę;
    pozdrawiam i napomknę, że na moim blogu we wspomnieniach odnajdziesz także siebie.

    OdpowiedzUsuń