Kiedyś prowadziłam zajęcia z szeroko rozumianej
kreatywności. Jedno z typowych ćwiczeń polegało na stworzeniu „czegoś z
niczego”, np. mądrej sentencji czy ciekawej narracji wokół przypadkowego słowa.
Z tamtych zajęć pozostała mi lista takich słów. Postanowiłam z niej korzystać w
celu rozwijania mej blogowej kreatywności. Dzisiaj zajmę się trzecim na tej liście
słowem, czyli wężem.
Węża w kieszeni nie
mam, choć znam takich, którzy go mają i latami pielęgnują. Żywe węże widziałam głównie
w ZOO i w TV. Spotkałam też reprezentantów polskich węży: zaskrońca i żmiję
zygzakowatą. Twarzą w twarz. Gniewosza plamistego i węża. Eskulapa nie
poznałam. Dotykowego kontaktu z wężami udało mi się uniknąć, pominąwszy, rzecz
jasna, rozliczne węże ogrodnicze.
Czy lubię
węże? Nie. I raczej nie wierzę w to, że dają się lubić. Za bardzo
nieobliczalne. I takie inne od nas, choć to nie ich wina. Jak w wierszyku
Kerna: „Idzie wąż wąską dróżką /nie
porusza żadną nóżką./Poruszałby gdyby mógł/lecz wąż przecież nie ma nóg”.
W
kontaktach z wężami lepiej zachować ostrożność. Przykładem dającym
dużo do myślenia jest historia Ewy, żony Adama, mieszkanki Raju, oczywiście do
czasu, kiedy ten Raj musiała opuścić. Łączy mnie z nią wspólnota płci i
imienia, więc tym bardziej próbuję zrozumieć, dlaczego dała się omamić wężowi. I
sięgnęła po zakazany owoc, przesądzając tym samym o losach
ludzkości.
„Od grzechu zaczął
się jej świat/A że Pan Bóg ją stworzył, a szatan opętał/Jest więc odtąd na
wieki i grzeszna, i święta/Zdradliwa i wierna, i dobra i zła/I rozkosz i
rozpacz, i uśmiech i łza/I gołąb i żmija, i piołun i miód/I anioł i demon, i
upiór i cud/I szczyt nad chmurami, i przepaść bez dna/Początek i koniec -
kobieta, acha!”*.
Zachowanie
Ewy, w świetle współczesnej wiedzy psychologicznej, wydaje się dość oczywiste.
Owoc zakazany kusi. Taka już nasza natura. Jesteśmy ofiarami głęboko
zinternalizowanej reguły niedostępności. Jeżeli dostęp do jakiegoś dobra jest
ograniczony lub właśnie się kończy, rośnie motywacja do jego odzyskania. I
robimy głupoty. Przykładów jest mnóstwo: „To już ostatnia
sztuka, a nowych dostaw już nie będzie” (więc kupujemy, mimo że gdzieś tam
podskórnie czujemy, że to nieprawda), „Zapisy
przyjmujemy do godziny 20.00. Potem listę zamykamy”(więc się zapisujemy,
choć z doświadczenia wiemy, że pewnie i po dwudziestej nas zapiszą). „Po raz ostatni
proszę cię o rękę. Jeśli i tym razem mi odmówisz żenię się z twoją siostrą”(więc
przyjmujemy oświadczyny, a potem cale życie żałujemy tej nieprzemyślanej
decyzji).
Postępujemy tak dlatego, że jedną z naszych podstawowych potrzeb jest potrzeba
wolności. Jeśli nasza wolność zostanie w jakikolwiek sposób zagrożona, zrobimy
wszystko, a przynajmniej dużo, by ją odzyskać. Co prawda, nie do końca wiadomo, czy w tę potrzebę byli już wyposażeni pierwsi ludzie, ale jest to wysoce prawdopodobne. W końcu to nasi protoplaści. No i dlatego Ewa z góry skazana
była na to nieszczęsne jabłko.
Zresztą
do końca nie wiadomo, czy było to rzeczywiście jabłko, czy inny owoc:
pomarańcza, figa, daktyl. Ale to właśnie jabłko stało się symbolem grzechu
pierworodnego. Być może dlatego, że zarówno jabłko, jak i zło, są w łacinie
określane tym samym słowem „malum”.
P.S. Bardzo podobają mi się buty i torebki z wężowej skórki. Oczywiście z podrabianej, imitującej skórę naturalną. Chociaż, jak się tak głębiej zastanowić, to i ze sztucznej skóry lepiej zrezygnować. Nie kusić licha, bo licho nie śpi.
P.S. Bardzo podobają mi się buty i torebki z wężowej skórki. Oczywiście z podrabianej, imitującej skórę naturalną. Chociaż, jak się tak głębiej zastanowić, to i ze sztucznej skóry lepiej zrezygnować. Nie kusić licha, bo licho nie śpi.
*Wiersz Tuwima
Zacytowany fragment Tuwima często spotykam na blogach jako motto.
OdpowiedzUsuńZa wężami nie przepadam i na szczęście spotkałam tylko zaskrońca.Mnie wąż pewnie by nie skusił, prędzej bym uciekła...
Z KOLEI JA CZĘSTO BYLAM TYM FRAGMENTEM TUWIMA OBDAROWYWANA W TZW. MŁODOŚCI, PRZEZ ROZMAITYCH PANÓW, NP. Z OKAZJI iMIENIN LUB śWIĘTA 8 MARCA.
OdpowiedzUsuńKobieta jaka jest każdy widzi; każda inna :)
OdpowiedzUsuńJako dziecko bawiłam się w wywoływanie echa;
w okolicy lasu krzycząc pytałam;
"kto zjadł jabłko z drzewa?"
echo odpowiadało; EWA.
Zatem to musiała być prawda :) :) :)
Węża, żmii i zaskrońca panicznie się boję;
nawet przez szybę w ZOO;
A wiesz, że nie wiedzialam o takim sposobie przywoływaniu echa. Muszę wypróbować.
OdpowiedzUsuńNa samą myśl dostaję dreszczy.Boję się jak ognia wszelakich gadów.Nie oglądam niczego co pełznie po ziemi..A ubrania ,paseczki,buty ...tylko z produktów bez użycia wszelakich skór.Miłego dnia.
OdpowiedzUsuńOd węży trzymam się z daleka. I gdy jeden z ich przedstawicieli sunął mi zeszłego roku nieopodal mego ogrodowego oczka wodnego myślałam, że zwariuję. Z wężem na jednej działce - o nie, dziękuję. Przez dobre dwa tygodnie bałam się wychodzić do ogrodu ;)
OdpowiedzUsuńW pełni rozumiem. I podzielam.
OdpowiedzUsuńBardzo dowcipnie napisany post. Nie tylko Tuwim miał mieszane uczucia odnośnie Ewy. Ja węży się boję. Moja mama miała torebkę z imitacji wężowej skóry,której jej zazdrościłam. Natomiast ona sama gdy była pewnego razu w lesie nabrała przekonania, że jej nogę dopadła żmija,więc zaczęła wrzeszczeć. Tym czasem moja siostra idąca za nią, pokładała się ze śmiechu wołając;"żmija, żmija w postaci kija", bo rzeczywiście znalazła cienką poskręcaną gałąź z rozwidleniem na końcu i nią dotykała matczynej nogi. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWspaniała historia, a siostrze się pewnie oberwało. Dzięki
OdpowiedzUsuń