środa, 2 maja 2018

Niech się święci 1 Maja



Kilka refleksji z okazji Święta Pracy. Pozwolicie?
Pokolenie zobowiązuje. I dlatego, nie sposób nie napisać dzisiaj choć kilku słów o Pierwszomajowym Święcie, a najlepiej zdań kilka. Od razu zaznaczam, że rozumiem całą złożoność uczczenia tego dnia w polskich realiach, ale ta złożoność nic nie odbiera istocie Święta Pracy, obchodzonego od 1890 roku, również na ziemiach polskich. Święto wprowadziła II Międzynarodówka dla upamiętnienia wydarzeń z początków maja 1886 roku w Chicago, mających miejsce podczas strajku, którego jednym z postulatów było wprowadzenie 8 - godzinnego dnia pracy.
Z wczesnego dzieciństwa obchodów 1 Maja nie pamiętam. Bardziej utkwiły mi w pamięci procesje Bożego Ciała, jako że wychodziły z kolegiaty do Rynku, gdzie były cztery ołtarze, ubierane przez przedstawicieli różnych cechów. Jeden stał zawsze przed kamienicą, w której mieszkaliśmy, więc mogłam śledzić z okien przygotowania. Poza tym, jako sypiąca kwiatki, brałam w procesji aktywny udział. W uroczystościach, jak sięgnę pamięcią, zawsze uczestniczyły tłumy. I prawie zawsze było słonecznie.
Pochody pierwszomajowe  zaczęłam zauważać, tak naprawdę, dopiero stając się uczennicą szkoły podstawowej. Uczniowie w pochodach uczestniczyli, czyli, biorąc pod uwagę łączną długość mojej szkolnej edukacji, w najlepszym razie zaliczyłam co najmniej 11 pochodów, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że niektóre z nich jednak opuściłam. Choćby z uwagi na wrodzone lenistwo i różne inne okoliczności. Główne uroczystości, podobnie jak te opisane wyżej, odbywały się również na Rynku. I oczywiście były tłumy. I z reguły było słonecznie. Były co prawda nudne przemówienia, ale nikt mi nie kazał ich słuchać, a  całość nie budziła mojej niechęci. Ba, nawet cieszyła. Coś się działo. W cukierni pojawiały się pierwsze lody. I zimna oranżada. I były przewidziane atrakcje popołudniowe. A od rana grzmiała muzyka z głośników porozwieszanych na głównych ulicach, czyli przede wszystkim na Rynku. Muzyka okolicznościowa. 
W czasie studiów, w Warszawie i później, kiedy to stałam się rzeczywistym przedstawicielem klasy pracującej, w pochodach nie brałam udziału. Nie dlatego, że kierował mną jakiś bojowy opozycyjny duch, tylko dlatego, że nikt mi nie kazał, a sama takiej potrzeby, mimo skojarzeń dziecięcych, nie czułam. Był jeden wyjątek, połowa lat 70., kiedy to, mieszkając przy Marszałkowskiej, włączyłam się do pochodu, by z bliska obejrzeć tych, co to na trybunie witali „rozentuzjazmowany tłum.
Reasumując, pozytywna, choć słabo przekładalna na zachowanie, jest moja postawa wobec Święta Pracy. Czuję jego sens. Gdzieś tam w pamięci odzywa się rymowanka, którą kiedyś raczyła mnie koleżanka, i którą pamiętam trzy po trzy. Znamienna rymowanka:
„- Gdzieś daleko na sztandarze jakiś napis lśni. Ja nie dojrzę w tłumie, w gwarze.  Hej, pomóżcie robociarze, przeczytajcie mi. 
Też nie widzę, łza się kręci, w oku jakaś łza. Czekaj, powiem ci z pamięci. Niech się nasze Święto świeci, i niech kwitnie maj”
W odtworzeniu atmosfery pierwszomajowej sprzed lat pięćdziesięciu zawierzyłam youtube'owi. Poszukałam stosownych pieśni. No i znalazłam różne składanki.  Do wyboru, do koloru. Posłuchałam, ale to nie to samo, co z głośników na Rynku. Przy okazji odkryłam, że moje kochane piosenki, takie jak: Mały pokoik na MariensztacieNa prawo most, na lewo most oraz Trzej przyjaciele z boiska, to piosenki zakwalifikowane przez autorów składanek jako komunistyczne. Źle to im to wróży, niestety. Piosenkom, nie autorom.


12 komentarzy:

  1. A ja pamiętam doskonale, bo chodziłam jako dziecko z rodzicami, dostałam balony i lody.
    W szkole jak w szkole, zaczął się człowiek buntować w liceum, a że pracowałam też w szkole, więc jako opiekun musiałam iść, niezależnie od poglądów i chęci...
    W sumie szkoda, że święto ludzi pracy przybrało u nas taką formę, znienawidzoną w końcu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadmiernie gloryfikować i niesprawiedliwie potępiać w czambuł, to nasze sporty narodowe. Eh...

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko dwa razy uczestniczyłam w pochodzie pierwszomajowy. Nikt mi nie kazał, po prostu zrobiłam to z włąsnej woli. Pamiętam, że było całkiem fajnie. Jakoś tak wesoło.
    A teraz mniej tej radości i spontaniczności w zyciu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Trzy dni świętowania za nami. Czy była to okazja do radości?

      Usuń
  4. Jestem po szybkiej lekturze Twoich wspomnień, smakować będę później i jeśli pozwolisz, napisze u siebie parę słów:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że pozwalam. Nawet na tzw. konstruktywna krytykę. Cieszę się, że przeczytałaś. Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Chodziłam na pochody i zawsze było to radosne. Nie czułam przymusu. Może dlatego, że to było święto pracy, a w moim domu rodzinnym był wielki etos pracy. Pracę się szanowało, robotnika, chłopa, wszystkich pracujących... Potem "odkryłam" te wszystkie ideologie, ale nadal nie rozumiem, dlaczego to święto tak spostponowano. I nieodmiennie kojarzy mi się ten proceder z obecną dezubekizacją. Czy nic nie może być normalne- to co się należy uczcić normalnie, a to, co wredne na wieki odrzucić?

    OdpowiedzUsuń
  6. Obawiam się, że jednak nie może. Każda ekipa rządzących pisze historię na nowo i nowe zarządza rytuały.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świętowałam zgodnie z nazwą - uczciwą i ciężką pracą na działce, w ogrodzie, na polu. No cóż, nie pamiętam swoich udziałów w pochodach ze szkoły podstawowej, ale pamiętam ucieczki z tych pochodów w liceum. Zwiewałam w połowie drogi nigdy nie dochodząc do celu na małomiasteczkowym Rynku, gdzie odbywała się część oficjalna. I nie wiem, co tam dalej się działo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, ze urywanie się z pochodów to doświadczenie wielu z mojego pokolenia.

      Usuń