Kłębowisko – ludzi, płaszczy,
oddechów; lęku i nadziei, czyli poczekalnia prywatnej przychodni okulistycznej.
Za chwilę stanę się członkiem tej specyficznej zbiorowości, czyli pacjentką. Z
prawem do fachowej pomocy, z obowiązkiem uległości wobec tego, co ta pomoc
przyniesie. Zapłaciłam, co trzeba; podpisałam co należy, rezygnując z
jakichkolwiek roszczeń i pretensji; wcisnęłam swój paltocik na przeładowany
wieszak i, kolejny sukces, znalazłam wolne krzesło. Jeszcze 15 minut i
wykwalifikowany personel zajmie się moim „popsutym” okiem. Na ścianach
optymistyczne pejzaże, w kącie uśmiecha się zachęcająco automat z napojami i
drugi, z wodą, gorącą i zimną. Czekam.
Piętnaście minut mija bardzo
szybko. Podsłuchuję rozmowy. Bije z nich nadzieja i dla mnie, i dla całej
tracącej wzrok ludzkości. Po upływie kolejnego kwadransa korzystam z usłużnego
automatu i wypijam szklankę zimnej wody na uspokojenie. Trochę tu duszno –
myślę, a tak naprawdę zwyczajnie zaczynam się bać czekającego mnie zabiegu.
Czytać nie mogę, bo „popsute” oko mi przeszkadza. I chyba nie powinnam. Ale
kiedy z piętnastu minut robi się 45, pobieram jednak jakiś lekko stłamszony
magazyn dla pań z grudnia i wraz z jego redaktorami celebruję atmosferę
zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. Nie tak całkiem od rzeczy, bo mimo że
to już koniec zimy i Wielkanoc za progiem, za oknem śnieg i mróz. Entuzjazmu
dla lektury na długo mi nie starcza.
Odkładam pismo i zaczynam się
rozglądać. Średnia wieku skromnie licząc 60-65 lat. Większość, a wśród nich,
mam nadzieję i ja, wygląda dziarsko. Przynajmniej w pozycji siedzącej. Gorzej,
jak trzeba wstać i przejść kilka metrów.
Próbuję kategoryzować:
Próbuję kategoryzować:
Kategoria I
OSIEMDZIESIĘCIOLATKOWIE. Głównie kobiety, co w świetle statystyk mówiących o średniej długości życia kobiet i mężczyzn nie dziwi. Najstarszym pacjentom towarzyszą dzieci bądź wnuki. Wśród opiekunów dominuje płeć męska, co prawdopodobnie jest efektem przewagi mężczyzn w stopniu zmotoryzowania. Podopiecznych trzeba przywieźć i odwieźć. Zauważam, że panowie w roli opiekunów wypadają lepiej niż panie, są łagodniejsi, bardziej cierpliwi. Czyżby efekt kultu macierzyństwa? Jestem tym zadziwiona i próbuję wyobrazić sobie, jakby to było w moim przypadku, czyli uruchamiam wyobraźnię i widzę siebie, o kilkadziesiąt lat starszą, a obok syna vs córkę.
OSIEMDZIESIĘCIOLATKOWIE. Głównie kobiety, co w świetle statystyk mówiących o średniej długości życia kobiet i mężczyzn nie dziwi. Najstarszym pacjentom towarzyszą dzieci bądź wnuki. Wśród opiekunów dominuje płeć męska, co prawdopodobnie jest efektem przewagi mężczyzn w stopniu zmotoryzowania. Podopiecznych trzeba przywieźć i odwieźć. Zauważam, że panowie w roli opiekunów wypadają lepiej niż panie, są łagodniejsi, bardziej cierpliwi. Czyżby efekt kultu macierzyństwa? Jestem tym zadziwiona i próbuję wyobrazić sobie, jakby to było w moim przypadku, czyli uruchamiam wyobraźnię i widzę siebie, o kilkadziesiąt lat starszą, a obok syna vs córkę.
Kategoria II
SIEDEMDZIESIĘCIOLATKOWIE. Ci mają za towarzystwo współmałżonków. I co ciekawe, jeśli pacjentem jest mąż, żona dzielnie mu towarzyszy, siedząc ramię w ramię w poczekalni; jeśli choruje żona – mąż występuje w roli dochodzącego, gros czasu spędza na zewnątrz, z reguły siedząc w samochodzie. Co jakiś czas wpada jednak do poczekalni, by sprawdzić, czy to już może koniec.
SIEDEMDZIESIĘCIOLATKOWIE. Ci mają za towarzystwo współmałżonków. I co ciekawe, jeśli pacjentem jest mąż, żona dzielnie mu towarzyszy, siedząc ramię w ramię w poczekalni; jeśli choruje żona – mąż występuje w roli dochodzącego, gros czasu spędza na zewnątrz, z reguły siedząc w samochodzie. Co jakiś czas wpada jednak do poczekalni, by sprawdzić, czy to już może koniec.
Kategoria III
SZEŚĆDZIESIĘCIOLATKOWIE. Do których i ja należę. Samodzielni, bez asysty, ale za to z komórkami. Jak przyjdzie pora, przywołają odsiecz. Ewentualnie wezwą taksówkę. Ta ostatnia grupa, trzeba podkreślić, jest najbardziej niecierpliwa. Ostentacyjnie zerka na zegarki, a nawet ośmiela się pytać personel, co tak długo. Podobnie jednak jak przedstawiciele pozostałych kategorii, pamięta, że najbardziej pożądaną cechą pacjenta jest pokora.
SZEŚĆDZIESIĘCIOLATKOWIE. Do których i ja należę. Samodzielni, bez asysty, ale za to z komórkami. Jak przyjdzie pora, przywołają odsiecz. Ewentualnie wezwą taksówkę. Ta ostatnia grupa, trzeba podkreślić, jest najbardziej niecierpliwa. Ostentacyjnie zerka na zegarki, a nawet ośmiela się pytać personel, co tak długo. Podobnie jednak jak przedstawiciele pozostałych kategorii, pamięta, że najbardziej pożądaną cechą pacjenta jest pokora.
Czas pokazuje, że spokój popłaca. Personel informuje, że
opóźnienie jest spowodowane awarią sprzętu, ale że już za chwilę, już za
momencik, wszyscy zostaną przyjęci. I potem tak się rzeczywiście dzieje. Jest
uprzejmie, jest profesjonalnie; a będzie, miejmy przynajmniej taką nadzieję,
skutecznie.
Jest też morał: W doli pacjenta najważniejsza
jest sztuka przetrwania poczekalni. Potem jest już tylko lepiej.
Świetne obserwacje i masz rację, poczekalnia to istna szkoła przetrwania, zwłaszcza w przychodni publicznej, bo nie tylko człek źle sie czuje lub zabiegu boi, to jeszcze miejsca musi pilnować i użerać z cwaniakami, co chcą się dostać bez kolejki...
OdpowiedzUsuńMoja obserwacja z kolejki w szpitalu: do pediatry czekały całe rodziny, dziecko chore, a w poczekalni rodzice, babcia, ciocia i rajwach jak na targu...
Albo jak w amerykańskich komediach, o tam też całymi rodzinami czatuje sie w poczekalniach szpitalnych. I nieustannie biega po kawę do automatu
UsuńBardzo prawdziwe obserwacje.
OdpowiedzUsuńDodam jeszcze że generalnie kobiety są cierpliwsze. Często też żartują i starają się pocieszać jedna drugą.