sobota, 30 stycznia 2021

PANDEMIA Z KOBIETĄ ZA LADĄ

 


Rozpoczęłam intensywną terapię. Codzienna godzinna sesja. Herbata z cytryną w dużej szklance, nie w kubku, ale w szklance (bo tak się ongiś pijało, a o to ongiś chodzi). Ciepły koc. Wygodny fotel. W ręku pilot.  Włączam telewizor i przenoszę się w cudowny czas lat minionych.

Cofam się w czasie, o przeszło 40 lat, i wędruje do dużych praskich delikatesów. Półki pełne towarów. Te wszystkie słoiczki, buteleczki i butelki, te wspaniałe opakowania artykułów sypkich, bombonierki, kawa, lada w stoisku garmażeryjnym wypełniona po brzegi. Sałatki, kanapki, stosy starannie pokrojonych wędlin. Sezonowe owoce i warzywa. No i moje ulubione podłużne bułeczki, które tylko w Czechach smakują  wspaniale.   

Muzyka w tle. Napisy. Co mi tam pandemia, strajki kobiet, ograniczenia, szczepienia, raporty Ministerstwa Zdrowia. Ja oglądam „Kobietę za ladą”. Po czesku: „Žena za pultem”. Serial czeski, choć czechosłowacki. Ale takie to powikłane były te czasy. Premiera  w 1977 roku. W Polsce nieco później. Scenariusz Jaroslava Dietla. Nie będę streszczać całości. Wystarczy, że powiem iż bohaterka serialu, Anna Holubová (Jiřina Švorcová (1928 – 2011) grała te rolę naprawdę świetnie), właśnie się rozwiodła i zmieniła pracę, by mieć, jako ta samotna matka, więcej czasu dla swoich dzieci. Przedtem była kierowniczką dużego sklepu, teraz została ekspedientką. Co prawda, też w dużym sklepie i nie taką zwykłą ekspedientką, bo w dziale delikatesowym. W dodatku szybko awansuje, o czym dowiadujemy się w ostatnim odcinku, bo jest bardzo dobrym handlowcem i wartościowym człowiekiem. Używam tych określeń nieprzypadkowo. W serialu etos pracy socjalistycznej jest ukazany wysoce przekonywująco.   

Anna ma trochę kłopotów z dziećmi, jeszcze więcej z byłym mężem. Przeżywa rozterki związane z „nową miłością”, której obiekt pojawia się już w pierwszym odcinku.  Dzieje się naprawdę dużo.

Każdy odcinek przedstawia inny miesiąc w życiu Anny, od stycznia poczynając na grudniu kończąc (ten grudniowy odcinek to zresztą mój ulubiony, co nie zdziwi nikogo, kto mnie zna i wie,  jak bardzo kocham grudzień). Będzie happy end, a ponieważ wiem, że będzie, to nic nie psuje mi przyjemności oglądania. Co mi tam: koronawirus,  szczepienia, raporty Ministerstwa Zdrowia, Strajk Kobiet, dramaty przedsiębiorców i handlowców - ja odlatuję. 

Serial był popularny nie tylko w Czechosłowacji, ale również u nas. Lata temu widziałam go po raz pierwszy, potem szedł w Kinie Polskim i  nawet go nagrałam, a teraz wracam do niego z dużym sentymentem. Takie to proste, takie zwyczajne, takie w sam raz do moich potrzeb wieku późnego, takie terapeutyczne.  Prawdziwe lekarstwo na czas pandemii.


4 komentarze:

  1. Doskonale pamiętam ten serial.
    I wcale Ci się nie dziwię że do niego wróciłaś.
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie za ambitnie, ale przyjemnie. I oto dylemat: być czy mieć? Być szczęsliwym, czy mieć ambicję?

      Usuń
  2. Może warto cofnąć się jeszcze troszkę - efekt terapeutyczny może być co prawda różny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak daleko? Gotowam zaryzykować, by sprawdzić, jaki to będzie efekt. Do Jacka i Agatki?

      Usuń