Grupy przystępujące do
45-minutowego egzaminu testowego (nauki społeczne) można podzielić na ciche i szepczące,
z dominacją tych drugich.
Szept zaczyna się w 10 minucie
egzaminu. Jest to szept sceniczny. Egzaminator nie wie, kto szepcze. Wie
natomiast dlaczego.
Bliżej niezlokalizowanym
szeptom towarzyszą wszechobecne ufne spojrzenia egzaminowanych rzucane w
stronę egzaminatora.
Około 15 minuty egzaminu coraz
częściej z szeptanego „szumu” wydobywają się słowa „to jest bez sensu”. Trudno
odgadnąć, czy bez sensu jest egzaminator, egzaminowany, czy też sam egzamin.
Oczywiście przy założeniu, że sens nauk społecznych jest nie do podważenia.
Kręcenie zaczyna się około 20 minuty. Dotychczasowe patrzenie w przestrzeń, bez
adresata, zmienia się w spoglądanie w kierunku najbliżej siedzącej osoby. W
spojrzeniu jest pokora, nadzieja i wołanie o pomoc. Kierunek spoglądania w
zasadzie nie jest ważny – frekwencyjność spoglądania w prawo, w lewo jest
zbliżona. Nieliczni, co zrozumiałe, spoglądają do tyłu. Prawdopodobnie są to ci
najbardziej zdesperowani. Skuteczność zabiegu „spoglądania” oceniam na 25%. W
większości przypadków wołanie o pomoc nie znajduje należytego odzewu. W akcie
rozpaczy niektórzy sięgają do kolejnych z rzędu współtowarzyszy egzaminu.
Skuteczność tego zabiegu jest jednak jeszcze niższa.
Porozumiewanie w duetach,
wcześniej zaprzyjaźnionych i odpowiednio blisko ulokowanych, nasila się około
25 minuty. Duety są z reguły kobiece lub mieszane. Widok dwóch
porozumiewających się mężczyzn jest bardzo rzadki. Prace badawcze nad
ustaleniem przyczyn w toku.
Ulubione gesty
porozumiewających się to rozłożenie rąk, ulubiona mina: usta w podkówkę.
Zjawisko olśnienia egzaminacyjnego pojawia się około 45 minuty egzaminu, czyli
w ostatniej jego minucie. Złośliwość losu sprawia, że to co nie chciało się
wydobyć z czeluści pamięci przez 44 minuty, w 45 minucie ciśnie się pod pióro.
Egzaminator skazany jest na walkę. Musi brutalnie wydrzeć test z rąk
egzaminowanego. Jest to szczególnie trudne w kontakcie z przedstawicielem grupy
stoików. Ta kategoria egzaminowanych, ujawniająca swą obecność u schyłku
procedury egzaminacyjnej to osoby, które nie zauważają sterczącego nad nimi
egzaminatora i ze stoickim spokojem nadal wypełniają test, mimo że wybiła
ostatnia 45 minuta egzaminu.
Ciekawe obserwacje...nie lubię uczestniczenia w podobnych zmaganiach w roli egzaminatora.
OdpowiedzUsuń45 minut jeszcze można jakoś wytrzymać.
Nawet uczniowie w szkole podstawowej na wszystko mówią - BEZ SENSU...
Zgadza się. Po latach pracy dydaktycznej sama już nie wiem, kto czuje się gorzej w czasie egzaminów - egzaminowani czy egzaminatorzy?
UsuńZdarza się i mnie [czasami] mówić - to jest bez sensu :)
OdpowiedzUsuńOpisana tutaj Twoja obserwacja przypomniała mi klasówki z matmy;
do dziś odczuwam przed nimi lęk.
Lęk przed klasówkami i mnie dotyczył, choć był sporadyczny. Silniejszy lęk odczuwałam w czasach szkolnych przed odpowiedziami ustnymi i w ogóle przed publicznymi wystąpieniami.
OdpowiedzUsuńRewelacyjne spostrzeżenia... i z życia /Twojego/ wzięte...
OdpowiedzUsuń:-)
Z życia wziete jak najbardziej.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńFaktycznie tak jest. A teraz jeszcze trzeba opisać jak studenci radzą sobie ze ściąganiem z różnych ściąg. To też wdzięczny temat, a materiał badawczy jest bogaty.
OdpowiedzUsuńPanowie nie szepczą, bo bardziej boją się kompromitacji. Studentki, niestety, przenoszą swoje "domowe" metody wywierania nacisku na grunt uczelniany i uważają, że to zadziała. Na mnie nie działało.
Ściągi pojawiają się przy pytaniach otwartych. Ale i przy testach się zdarzają. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZ ogromnym humorem opisałaś egzamin testowy, co dowodzi sporej sympatii egzaminatora dla egzaminowanych. Pozdrawiam i jednych i drugich, życząc jak najpiękniejszych wakacji, po szczęśliwym zaliczeniu sesji. Uściski
OdpowiedzUsuńDziękuję. Tobie też wspaniałego letniego czasu życzę.
OdpowiedzUsuń