piątek, 1 marca 2019

Z KONIEM W TYTULE


Nie mam nic ciekawego do napisania, więc pora coś wymyśleć. Kiedyś prowadziłam zajęcia z szeroko rozumianej kreatywności, co może brzmi dziwnie, ale uwierzcie, nawet kreatywności można się nauczyć. Jedno z typowych ćwiczeń polegało na stworzeniu „czegoś z niczego”, np. mądrej sentencji czy ciekawej narracji wokół przypadkowego słowa.
Z tamtych zajęć pozostała mi lista takich słów. Skorzystam z niej i zajmę się pierwszym na tej liście słowem, czyli koniem.

Koń to zwierzę udomowione. Ponoć doszło do tego gdzieś tam w Kazachstanie, około 3,5 tys. lat p.n.e. Ciocia Wikipedia informuje, że aż 18 z 21 dzisiejszych ras koni hodowlanych wywodzi się albo z linii turkmeńskiej, albo z arabskiej.  Wśród przodków współczesnych koni jest koń Przewalskiego (jedyny dziś koń dziki) i tarpan, a także koń leśny z Północnej Europy. Konie mogą być gorącokrwiste i zimnokrwiste, ale co to znaczy nie wiem i nie będę sprawdzać. Pozostawiam to drogim czytelnikom mego blogu. Trzeba Was moi mili jakoś zaktywizować. Liczę też na to, że w komentarzach przytoczycie jakieś osobiste wspomnienia  z tymi sympatycznymi zwierzętami związane.

Jeśli o mnie chodzi to nigdy bliskich relacji z końmi nie miałam. Na prawdziwym koniu nigdy nie siedziałam. Na bujanym to i owszem. Drewnianym i takim bardziej pluszowym. W przedszkolu i na karuzeli. Razu pewnego, na lekcji WF-u, w podstawówce, zawisłam też na koniu gimnastycznym, dowodząc tym samym swej ogromnej sprawności fizycznej.
Kilka razy w życiu jeździłam dorożką. I zawsze bardzo mi się to podobało. W moim rodzinnym mieście zdarzyło się to  bodaj dwukrotnie, w tym raz przy okazji ślubu mojej matki chrzestnej. Był to wyjątkowo uroczysty przejazd przez miasto. I mimo, że byłam wówczas bardzo smarkata, dobrze to pamiętam. Natomiast jak przez mgłę przypominam sobie moją przejażdżkę dorożką po Ciechocinku. Fundatorką i towarzyszką była moja babcia. Miałam wtedy około 5 lat. Widzę tę dorożkę i jakieś mijane domy, z długimi balkonami. Tylko tyle pozostało w mej pamięci.  

W wiele lat później byliśmy w tymże Ciechocinku całą rodziną. I w ramach urlopowych atrakcji wynajęliśmy dorożkę. Biorąc pod uwagę ułomności ludzkiej pamięci tę przejażdżkę utrwaliliśmy na zdjęciach. Niech nasze dzieci mają pamięciową podpórkę. W Warszawie – dorożka zdarzyła się tylko raz. I też dlatego, że chcieliśmy sprawić frajdę naszym dziatkom, nie mylić z dziadkami. I udało się. Dzieciaki miały z tej przejażdżki dużo radości. 

W dzieciństwie zaliczyłam też sanie ciągnięte przez konie. Poza tym kilka razy jeździłam rolwagą po Łodzi, a dokładniej po Chojnach. I rolwaga, i ciągnący ją koń były wspaniałe. Należały do mego wujka, który tym samym też był wspaniały, zwłaszcza, kiedy pozwalał mi choć przez chwilę trzymać lejce i kierować koniem.  

Przeszukuję pamięć i odnajduję jeszcze kilka miłych wakacyjnych wspomnień związanych z różnymi konnymi pojazdami. I dwa smutne wspomnienia związane z lekturą  „Naszej szkapy” i „Łyska z pokładu Idy”.

Do odnotowania pozostaje jeszcze moja pewna, związana z końmi, przypadłość, a konkretnie przymus liczenia koni, widzianych w czasie spacerów lub w trakcie pokonywania samochodem bądź autobusem trasy z naszego miasta do województwa, czyli do Miasta Łodzi.  Ja i moja przyjaciółka, w okresie nastoletnim, zostałyśmy skutecznie zaszczepione tą ideą. Furmanek było wówczas jeszcze sporo i chodziło o to, jakich koni będzie więcej: białych czy odmiennej maści. Jeśli białe miały przewagę, to nasze życzenie miało się spełnić. Taki koński pasjans.

Obraz autorstwa melkhagelslag na Pixabay

9 komentarzy:

  1. Koń zimnokrwisty to koń roboczy, masywny, zazwyczaj spokojny i łagodny. Mimo żem mieszczuch z krwi i kości miałem w swoim emeryckim życiu bliski kontakt z końmi (zimnokrwistymi) i przyznam, że to są najmilsze wspomnienia związane ze zwierzakami (poza moim psem owczarkiem niemieckim, długowłosym). Pracowałem z końmi i powoziłem, dorożkę, stąd zadam pytanie: kto to jest zrywkarz? ;) Tak mi przyszło na myśl, że może kiedyś napiszę o moich przygodach z końmi? W końcu na starość zostaje się gawędziarzem, choć może mi bliżej do nudziarza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrywkarz? Może to ktoś, kto zatrzymuje dorożkę?A może chodzi o jakiś transport drewna, bo coś mi sie to z drwalami kojarzy?

      Usuń
    2. Bingo ;) Zrywkarz – pracownik leśny, który przy pomocy koni wyciąga z lasu ścięte drewno w miejsce, gdzie tnie się je na odpowiedni rozmiar.

      Usuń
  2. Koń gorącokrwisty kojarzy mi się z mustangiem, zimnokrwisty z pociągowym.
    Siedziałam na koniu ze dwa razy, w dzieciństwie na oklep, u wujostwa na wsi, nawet mam zdjęcie i w siodle , też w Ciechocinku, bo tam duża stadnina koni, która przyjmuje szkolne wycieczki i mnie wsadzili. Koń był bardzo wysoki i musiałam nieźle balansować ciałem, by nie spaść.
    Dorożką jechałam kiedyś w Nowym Sączu w czasie burzy, byłam dzieckiem, ale dobrze pamiętam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Konie w jakiś sposób towarzyszyły mi od dzieciństwa :) Rodzice długo jeździli konno, a potem zamieszkali na Roztoczu, czyli krainie Konika Polskiego ;)
    Sama konno jeździć nie potrafię, ale dwa razy się widziałam na zdjęciu siedzącą na koniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi się podoba to zdanie ostatnie: dwa razy widziałam się na zdjęciu...itd. Wspomnienia zamknięte w zdjęciach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Koń, jaki jest, każdy widzi i trzymam się tego dawnego określenia konia. Małe dzieci uwielbiały jazdę konną, a teraz wołami nie zaciągniesz, a także przejażdżka dorożką to dla nich żadna atrakcja.
    A ja całe życie bałam się koni od czasu, gdy widziałam, jak koń kopnął człowieka i pogotowie go zabrało.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja chyba też odczuwam przed konikami respekt. Nawet przed kucykami.

    OdpowiedzUsuń