Przedświąteczna
depresja brzmi lepiej niż depresja gangstera. Lepiej też niż depresja sezonowa.
Choć istota ta sama. Zza kolęd, zza wystawionych na sprzedaż choinek, zza
programów telewizyjnych lansujących zdrowe niezdrowe święta, zza półek pełnych
towarów - wyziera lęk. Lęk, a może tylko strach, co ma wielkie oczy?
Depresja
to poważna choroba. Ostrożnie zatem z diagnozą. Przygnębienie, poczucie
zagrożenia, paraliż woli, niechęć do jakiejkolwiek aktywności, zwłaszcza tej
typowo przedświątecznej. Utrata radości życia. Czy ja to wszystko mam?
Lodówka
z pustymi półkami chce być pełna, zeszłoroczny worek na prezenty bezczelnie
obnaża swą wewnętrzną pustkę. Bliscy zadają głupie pytanie: - Co chciałabyś dostać pod choinkę? - Święty spokój – myślisz, a odpowiadasz:
-Jakąś książkę, płytę, dwie stówy w
kopercie.
Wracając
do depresji. Myślę, że jednak jej nie mam. Nie mam przedświątecznej depresji i
depresji w ogóle też nie mam. Chyba, że ukrytą. I to głęboko. Już raczej
doskwiera mi strach, ten, co to ma wielkie oczy, i który każe przewidywać to,
co najgorsze. Ciasta się nie udadzą, śledzie będą za słone, mięso okaże się
włókniste, karp zginie na darmo, bo go za bardzo przesuszę na patelni i stanie
się niejadalny, goście będą niezadowoleni, jedni się upiją, inni pokłócą (albo
jedno i drugie), prezenty się nie spodobają, a na dodatek wszyscy będą cierpieć
na niestrawność. I utyją. A ja, oczywiście, utyję najbardziej.
Wiem,
z doświadczenia, że w pewnym momencie włączy się poczucie winy. Za dużo
prezentów, za dużo jedzenia, za dużo picia, za dużo wydatków, za dużo ględzenia.
Za mało z kolei ruchu, za mało głębi przeżyć, za mało tego i owego , i jeszcze
tamtego też za mało….
Idea
minimalizmu w mojej wersji ogranicza się do decyzji, jednej i jedynej,
ale słusznej – nie będę myła okien, bo i tak za oknami ponuro.
Jak
powszechnie wiadomo poczucie winy bywa dokuczliwe. Trzeba z nim coś zrobić.
Należy sobie świąteczne szaleństwo wybaczyć. Powtarzam zatem, jak mantrę,
że Święta są po to, by świętować, by być z rodziną, by dawać radość innym, ale
i sobie. Radość wszelkiego stworzenia. Pracowite w tym okresie media
podpowiadają, że dobrze by było choć trochę się posiadanymi dobrami
podzielić. Pomyśleć o bliźnich. Odrobina dobroczynności i sumienie czyste.
Stara metoda anulowania poczucia winy – myślę z przemądrzałą miną, ale, jak
większość współobywateli, na wszelki wypadek z niej korzystam.
A
wracając do diagnozy mojego stanu zdrowia… Stwierdzam autorytarnie, że depresji
przedświątecznej nie mam, bo mam wypracowany od lat na nią sposób. Odważnie
wchodzę na pas transmisyjny Świąt Bożego Narodzenia. W tle muzyka świąteczna, a
w chwilach kryzysu – niezawodne filmy świąteczne i odpowiednie fragmenty z
literatury pięknej i poczciwej.
Będę
kroić, szatkować, smażyć, gotować, zmywać, zagniatać, wypiekać i dusić. Choinkę
ubiorę. Obrusy wyszykuję. Mąż ulokowany na własnym pasie transmisyjnym odkurzy,
pozamiata, pomoże, zakupy zrobi, pieczeń upiecze, noże naostrzy. Każdy zrobi
swoje. Oboje będziemy mieli niestety obniżony próg irytacji i to trochę utrudni
utrzymanie optymalnego poziomu aktywności przedświątecznej. Ale, na szczęście,
nawyki zwyciężą. I pomału, wolniutko, ale konsekwentnie, zrodzi się radość ze
Świąt.
Pozostaje
jeszcze kwestia depresji świątecznej i poświątecznej. Ale o tym, na razie,
sza.
Nie cieszę się ze świąt. Qrrrrwa. Nienawidzę świąt. Fałsz zakłamanie i obłuda. Nawet leki od specjalisty nie pomagają w tym czasie. Ale spoko... jeszcze dwa tygodnie i skończy się głupawka
OdpowiedzUsuńFaktycznie krótko to trwa. I czasami można się z Świąt wyłączyć. Choć nie zawsze. Jest o tym niezła książka Johna Grishama "Ominąć świeta".
UsuńA ja mam depresję, wcale nie ukrytą, ale mój stan przedświąteczny nie jest z nią związany. Właśnie odbyłam z Jaskółem rozmowę z pytaniami: "jaki jest sens?" w tle.Pewnie włączyła mi się podświadomość, generowana latami obchodzenia świąt i nagle tak bez tego jakiś dyskomfort mnie złapał. Od paru lat nie robię nawet stroika. Gotuję barszcz z uszkami, robię sałatki i smażę karpia. Upiekę ciasto i francuskie koperciki. Wszystko. Nie ma u nas wieczerzy, choinki, prezentów. Jestem wychowana bez wiary i ta magia chrześcijańska na mnie już nie działa. Tym bardziej, że tradycję podtrzymywali rodzice, a oni odeszli. Coraz mniej mam osobistych stycznych z tymi i wiosennymi świętami. Z rodziną jestem w serdecznych stosunkach codziennie, a z tą dalszą nigdy świąt nie obchodziliśmy razem. Zresztą moja Młoda też chce odpocząć ( i wcale jej się nie dziwię), a Młody z rodziną jest w Anglii. Do świętowania zostaliśmy sami z Jaskółem:):):)
OdpowiedzUsuńTak naprawdę, to wielką przyjemność sprawia mi te kilka wolnych dni bez jakiegokolwiek napinania się, gonienia z talerzami, mycia stosów garów (przez 30 lat święta były, przede wszystkim, na mojej głowie)i świadomość, że "nic nie muszę", bo "tak należy", bo to "raz w roku", bo to przecież "wielkie święta".
Zgodnie z tym, co piszesz: jedzonko dobre będzie, i święty spokój. Niezła opcja na Święta. Ja jednak tradycyjnie.
OdpowiedzUsuńJa też tradycyjnie , ale na spokojnie :))
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny. Tym bardziej, że dzięki Twojej wizycie mam okazję odwiedzić Twój kalendarz adwentowy. Wpadłam z rewizytą, a tu takie odkrycie. Pozdrawiam.
UsuńGdyby tylko święta bywały powodem do depresji, byłabym najszczęśliwszym człowiekiem świata.
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńU mnie od kiedy mam męża i dwoje dzieci ,syn niestety w Polsce ma swoją rodzinę ,córka z nami ale jeszcze bez własnej rodziny ,tylko chłopak. Robię święta takie ,by nie być umęczoną i nie siedzieć w garach...Barszczyk ,uszka,bigosik,flaki,ryby ,sałatki,zimne nóżki,pieczone mięsko i ciasta..Robię tyle by starczyło na święta..Nie ma szału ,nie ma gości,tym bardziej w Szwecji ,nawet sąsiedzi siedzą sami.Stawiamy na wypoczynek,może podjedziemy na spacer nad morze..Nie będziemy siedzieć cały czas za stołem.Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńNie mam depresji, ale przygniata mnie ten obowiązek że trzeba kupić, posprzątać, ugotować, odwiedzić, nie zapomnieć...I jeszcze się uśmiechać i być zadowolonym...
OdpowiedzUsuńnie wiem, co to jest depresja, ani świąteczna, przedświąteczna, poświąteczna, śródświąteczna, ani nieświąteczna... to znaczy wiem, tak teoretycznie, ale kompletnie tego nie czuję o co w tym chodzi...
OdpowiedzUsuńa u nas też się nie myja okien o tej porze roku, ale nie minimalizm za tym stoi, lecz kota... rzecz w tym, że okno jest wtedy bardziej zamknięte, niż otwarte... jednak kota nie przyjmuje tego do wiadomości i jak łazi po dworze, tak łazi... pogoda nie ma znaczenia, nawet deszcz, śnieg, ciapa, plucha, etc, bo to jest "waterproof cat"... a gdy wraca, to anonsuje swoje przybycie i rości wpuszczenie do domu waląc łapkami w szybę... mam tłumaczyć dalej?...
p.jzns :)...
Znam ten ból. Ale przynajmniej myszy mnie nie odwiedzają.
UsuńEwuniu.
OdpowiedzUsuńZielone gałązki, a na każdej świeczka,
W stroiku z bibułek stoi choineczka
Gdy zaświeci gwiazdka między gałązkami,
Wesołą kolędę dla niej zaśpiewamy. Życzy Danka z rodziną☺☺
Śliczniutkie. Świąt wspaniałych i w ogóle wspaniałych dni życzę. Tobie i Twojej rodzinie.
OdpowiedzUsuńPrzyszłam z życzeniami świątecznymi.
OdpowiedzUsuńPięknych, spokojnych Świąt Ewo...:-)
Wesołych świąt!
OdpowiedzUsuńZdrowych, spokojnych i pomyślnych Świąt oraz szczęśliwego nowego roku.
OdpowiedzUsuńTeż nie przepadam za świętami. Ma być magia i inne cudowności, a jest ogólna nerwówka, wyzywająca mama i świadomość że czego bym nie zrobiła to i tak źle. Ale już prawie po świętach... Więc życzę by po nich depresji nie było.
OdpowiedzUsuńZapraszam na mój blog do odebrania prezentu gwiazdkowego:
OdpowiedzUsuńhttp://stokrotkastories.blogspot.com/2018/12/o-krolowej.html
U Ciebie zawsze cicho, spokojnie i pomysłowo.
OdpowiedzUsuńŻyczę, aby Nowy Rok był bardziej pomyślniejszy od starego.Dużo miłości i szczęścia!
Obniżony próg irytacji...piękne 😂😉
OdpowiedzUsuńŚwięta jakby już za nami...można zacząć świętować, a w sprawie progu, mój w tym roku...nie istniał:) poirytowana na dzień dobry i dobranoc :)
Lepszego Nowego Roku życzę;)
:( to jest smutna buźka do komentarza, (o progu irytacji ☺), którego pisałam i nie ma :( To nie mój pierwszy raz ostatnio, że trafiam tam gdzie nie trzeba :)
OdpowiedzUsuń