Najpierw
ich szukasz. I nie od razu znajdujesz. Mnie się udało. Na bazarku w Szczytnie.
Kupiłam węgierki. Zwykłe węgierki. Całe 5 kilo.
Na
początku było wahanie. Coś mi się nie zgadzało. Leży na straganie kilka skrzynek,
a w każdej śliwki, różne śliwki, większe i mniejsze, grubsze i chudsze,
ciemniejsze i jaśniejsze, brzydsze i ładniejsze, tańsze i droższe. A wszystkie
podpisane tak samo: „węgierki”.
Niby
węgierki, a wyglądają tak jakoś nie na węgierki. Za duże. Za mało granatowe. Za
mięsiste. Stwierdzasz:
-
To nie węgierki.
A
pani w straganie patrzy na ciebie z politowaniem i wygłasza długą tyradę:
- Jak
to nie węgierki? Ma pani wybór. Dąbrowicka. Łowicka. Amers. To wszystko
węgierki. Jak się klient nie zna, to może poczytać. W Internecie.
Ten
klient to niby ja. Trafiony, zatopiony. Głupio mi, bo się rzeczywiście nie
znam. Wiem tylko, że kiedyś kupowało się po prostu węgierkę i zawsze wyglądała
tak samo.
Pani
bezlitośnie kontynuuje:
- Ludzie
to specjalnie kupują różne odmiany. Próbują, żeby wiedzieć, co sobie zasadzić
na działce.
- Ale
ja nie chcę na działkę. Ja chcę na powidła, takie bez cukru, ja chcę zwykłą
węgierkę.
- A
ile pani chce?
- Tak
z pięć kilo.
No
i mam, zwykłą, mocno przejrzałą. Całe 5 kilo. Wyciągnięte
spod lady. Pewnie już spisane na straty, bo niektóre śliwki takie pomarszczone,
że strach im patrzeć w oblicze. I strach kłaść do garnka. Coś mi się chyba
pomyliło. Śliwki powinny być dojrzałe, ale jędrne. Chociaż, stosując analogię –
nie zawsze to co dojrzałe jest jędrne, powiem wprost, to co dojrzałe rzadko
jest jędrne. Nie będę zatem swoich śliwek dyskryminować. Za dużo nas łączy.
Nie
grymaszę zatem i biorę się do roboty. Każdą węgierkę przepoławiam starannie,
wyjmuję pestkę, wrzucam do garnka (z reguły śliwkę, a nie pestkę, choć lepiej
będzie przy jedzeniu powideł na pestki uważać).
A
czas płynie i płynie. I zastanawiam się, czy w moim wieku powinno się robić
powidła z węgierek, ba, czy w ogóle powinno się robić jakiekolwiek przetwory,
bo przecież czynność ta pochłania mnóstwo czasu, a tego czasu tak niewiele już
zostało. Może warto by go wykorzystać na coś bardziej wiekopomnego? Coś
napisać, namalować, wyrzeźbić? Wyszyć obrus, posadzić drzewo, pomyśleć nad
sensem istnienia?
Można malować, można pichcić powidła:-) Ważne, by przyjemność była ta sama.
OdpowiedzUsuńJa nie lubię pichcić, za to jeść..to co innego. Mam koleżankę - specjalistkę od powideł, zawsze słoiczek mi skapnie. W tym roku pewnie nie, bo choroby jej dom naszły, więc teraz pójdę z wizytą i jakąś sałatką dla zdrowotności:-)
Miło jej z pewnością będzie. Chorych nawiedzać - nie zawsze się nam chce, a warto.
OdpowiedzUsuńA moje węgierki w tym roku są wszystkie robaczywe. Na powidła to raczej nie, bo nie lubię stać przy garach, a one wymagają dużo czasu- parę dni trzeba je smażyć. Kiedyś robiłam, teraz to kompot, albo na surowo chciało by się. Nie uważam czasu na gotowanie, jako czasu straconego. Jak sprawia przyjemność, to dlaczego nie?
OdpowiedzUsuńTyle, że ja lubię powidła własnej roboty, a konkretnie mojej, a le robieia powideł już tak bardzo nie lubię. Pozdrawiam.
UsuńPowidła z węgierek też mogą być arcydziełem. To wszystko zależy od twórcy.
OdpowiedzUsuńZgadza się. Wszystko zależy od tego, kto te powidła robi.
UsuńJa w tym roku zamarynowałam gruszki;) ciekawe czy będą jadalne;)
OdpowiedzUsuńBędą.
UsuńMoi faceci jedyny dżem jaki jadają to dżem ze świni , ale dla siebie zawsze robię kilka słoików - nadwyżkami dzielę się z siostrą
OdpowiedzUsuńMoi faceci nie są aż tak wybredni i słodkie też jedzą.
UsuńMoja matka, wzorem swojej Rodzicielki robiła przetwory, wypiekała chleb i kucharzyła wszystkie polskie potrawy jakie znała. Moja siostra do 50 roku życia tylko kucharzyła(bez przetworów i wypieków). Ja gotuje tylko tyle żeby z głodu nie umrzeć. Dlatego każdą kobietę, która robi przetwory, wypieka lub obmyśla potrawy, cenię wysoko. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNajlepsze powidła są z damaszek, dojrzałych, a nawet przejrzałych. Nie dodaję wtedy ani grama cukru. Węgierki nie zawsze muszą być słodkie i potrzebują więcej czasu na prażenie, dlatego polecam damaszki we wrześniu na dobre powidła do naleśników i do chleba. A jakie dobre jest drożdżowe z powidłami!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Może byś przepis na to drożdżowe podrzuciła.
UsuńMówisz i masz: 1 kg mąki ocieplić [plus trochę mąki na ewentualne dosypanie]
Usuń6-8 jajek [przeważnie 2 jajka całe, reszta żółtka] długo ubić do białości ze szczyptą soli i ze szklanką cukru [z tego 2 łyżki do drożdży], 1/2 l ciepłego mleka 1/2 paczki masła – roztopić, ostudzić, 10 dag drożdży (świeżych)rozpuszczone w cukrze, cukier wanilinowy Wyrabiać, aż ręka będzie czysta. Ciasto musi być gęste. Po wyrośnięciu i włożeniu na blachę, jeszcze raz musi wyrosnąć. Smarujemy powidłami (lub kładziemy połówki śliwek), posypujemy przyprawą do grzańca lub do szarlotki oraz kruszonką, smacznego. Pamiętać należy, że jajka muszą być dzień wcześniej wyjęte z lodówki i długo ubijane.
No to mam. I bardzo dziękuję. Czy to drugie wyrośnięcie to już po obciążeniu śliwkami? Czy śliwki po wyrośnięciu nakładać? Jak widzisz straszna ze mnie niedojda. W cieście drożdżowym, bo w innych trzech prawie... geniusz.
UsuńDobre ;) Tekst oczywiście. Ta przekupka też doskonała
OdpowiedzUsuńPowidła też są dobre i nie ma się co zastanawiać. Jak są siły i chęci, nic nie zastąpi powideł domowej roboty. Wiem, sam robię. Przed dwoma laty śliwki nie obrodziły i nie było powideł, nigdy mi się ich tak nie chciało jak tamtej zimy. Te lekko pomarszczone też się nadają. Ja jedynie nie przepadam za robaczywymi...
Pozdrawiam ;)
Dzięki za to dobre. I za zachętę do powideł sporządzania.
UsuńProponuję robić powidła gdy jest na to czas, a malowanie, rzeźbienie i inne "pasje tfurcze" realizować po sezonie... Zakąszając przetworami
OdpowiedzUsuńChyba z powidłami lepiej sobie twórczo poradzę niż z malowaniem i rzeźbieniem. Ale jakąś pasję tfurczą jednak znajdę pod powidłową zakąskę. Za wytryczne dziękuję.
Usuńpowidła też mogą być wiekopomnym dziełem - żyjemy tyle, ile nas pamiętają.
OdpowiedzUsuńpamięć dzieci i wnuków o babcinych powidłach może przetrwać długie lata.
a drzewo posadzić też możesz - w końcu pestki Ci zostały jakieś... chyba, że wszystkie wpadły do smażalni...
Myślisz, że to moje drzewo od podstaw, czyli od pestki, ma szansę na sukces?
OdpowiedzUsuń