Jezioro, nasze, mazurskie,
wygląda tajemniczo. Przymglone, pomarszczone od podmuchów
wiatru. Szaro-granatowe. W ten piękny letni poranek zlewa się z chmurami i
w niczym, jeśli chodzi o aparycję, nie ustępuje Bałtykowi. A w dodatku jest od
Bałtyku cieplejsze. I, co bardzo ważne, nie jest słone.
I kiedy tak siedzę w wodzie
lub nad wodą, to myślę sobie, że może końca świata w ogóle nie będzie?
Już jest nieźle: Bóg tak
pokochał swoje stworzenia, zwierzęta, rośliny, a nawet ludzi niesfornych, że
wciąż odkłada koniec świata na później. A tymczasem w niebiosach robi się
tłoczno, bo ludzi coraz więcej do wrót Nieba kołacze. A jak już miejsca nie
będzie, marzę sobie siedząc w wodzie lub nad wodą, i wszyscy, zaczynam marzyć
na potęgę, dobrzy się staną, to nie będzie wyjścia i Bóg Ziemię całą Rajem
uczyni.
A zatem, może się uda i końca
świata w ogóle nie będzie? Tylko co ze słowami Św.Jana: I ujrzałem
niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły i
morza już nie ma (Ap. 21,1)? I kolejny problem, w jaki sposób nas
ludzi, wszystkich, a nie tylko wybranych, dobrymi uczynić? Co prawda, kiedy tak
gapię się na wody jeziora, mazurskiego a jakże, i nie włączam ani radia, ani
telewizora, i do gazety nie zaglądam, to i te problemy znikają.
Problemy, niestety, nigdy nie znikają, tylko czasami udaje się nam na chwilę o nich zapomnieć, więc - chwilo trwaj :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, niech trwa jak najdłużej.
UsuńProblemy i nad jeziorem i w górach znikają. Wejście na jakikolwiek szczyt czy spoglądanie na leśne polanki, przez które sarna przemyka daje przedsmak raju...lepszego nie potrzeba:-)
OdpowiedzUsuńPewnie mamy wrażliwość na piękno natury w genach zakodowaną.
UsuńKoniec świata jest nieunikniony i nie tyle to wynika z przepowiedni biblijnych ile z praw rządzących wszechświatem. Tylko martwić się nie ma po co. My go nie doczekamy. Prędzej te jeziora piękne wyschną, zarosną (takie jest w mojej okolicy) – a wtedy pozostaną tylko te sztuczne.
OdpowiedzUsuńNa temat tego pokochania Boga nie będę Ci psuł nastroju, bo wszak liczy się tylko chwila, szczególnie gdy piękna.
Nieco mniej entuzjastyczna wizja, niż ta przedstawiona w moim ostatnim poście, nie jest mi obca. Ale póki co oddaje się optymizmowi wakacyjnemu.
UsuńDla każdego koniec świata jest inny, inaczej go sobie każdy wyobraża i każdy przeżywa swoje małe apokalipsy. Człowiek jest silny, kiedy wydaje mu się, że to dla niego koniec świata, podnosi się i idzie dalej. Takie banalne perpetuum mobile.
OdpowiedzUsuńLas, jezioro, cisza, ciepło... to nastraja i prowokuje rozmyślania o rzeczach ostatecznych. I dobrze, że można sobie o nich pomyśleć spokojnie, w oderwaniu od galopującej szarej rzeczywistości. Miłego wypoczynku.
Małe apokalipsy - dobre określenie dla naszych potyczek z losem.
Usuń