Na dobrą sprawę zamiast siedzieć przy
komputerze powinnam iść do łóżka. Śpię zdecydowanie za mało. I to od dawna. I
nie wiem nawet, ile godzin snu jest mi potrzebne. Podziwiam ludzi, którzy z
dużą dozą pewności mówią: „Jeśli nie prześpię, co najmniej, 8 godzin jestem
do niczego”. Ja tak naprawdę nie wiem, po jakiej dawce jestem do niczego, a
po jakiej funkcjonuję wspaniale. Całkowicie zdezorientowałam swój organizm. Od
lat sypiam około 6 godzin na dobę (częściej krócej niż dłużej) i mam poczucie,
że jakoś sobie radzę. Tyle, że nie jestem pewna jakości tego „jakoś”. Fakt:
zasypiam i budzę się regularnie. To ponoć mój atut. Dowód, że jeszcze nie jest
ze mną najgorzej. Chociaż, kto wie?
Badacze twierdzą, że tylko niewielka
część populacji może działać sprawnie śpiąc mało, np. poniżej 5 godzin na dobę.
Mało snu potrzebowali Margaret Tchatcher i Winston Churchill. Dziś do
elitarnego klubu „krótko śpiących ("short sleeping elite") należy
ponoć Barack Obama. Przyzwoite towarzystwo. Czy mogę się do niego zaliczyć?
Są dowody na to, że przyzwyczajamy się
do braku snu, oszukujemy swój organizm, a skutki ostateczne nie są najlepsze. Z
drugiej strony, spanie długie, np. powyżej 10 godzin na dobę, też może być
szkodliwe. I bądź tu mądry.
Na dodatek, jest jeszcze problem tzw.
drzemek, np. tych poobiednich. Ile powinny trwać, by przynosić korzyści? Ponoć
nie dłużej niż kwadrans, ale kto to wie na pewno? I jak spać, w jakiej
pozycji? Na leżąco, na siedząco? Ja totalnie takich drzemek, na
szczęście, nie lubię, bo czuje się po nich rozbita. Ale czy to dobrze, że nie
lubię? A może znowu sobie coś wmawiam?
I kolejny problem. Czy można nadrobić
stracone w tygodniu godziny snu przez spanie w weekendy? To ulubione
rozwiązanie mojego syna, z którym, i z synem, i z tym rozwiązaniem, walczę
bezskutecznie od lat. A może ta moja walka jest bez sensu?
Nie, mówią eksperci, nie jest. Takie
odsypianie od święta nieco łagodzi deficyt snu, ale w pełni go nie
zrekompensuje. Rozregulowuje natomiast jeszcze bardziej, i tak prawdopodobnie
nadpsuty, zegar biologiczny. I jest coraz gorzej. Niestety syn nie chce
tego zrozumieć. A już kompletnie mnie nie słucha, kiedy mówię, że jedna godzina
snu przed północą jest więcej warta niż…. dwie dodatkowe nad ranem.
Pewnie jestem nieprzekonywująca, jako
że sama chodzę spać po północy.
Ze snem kiedyś nie miałam problemu, chodziłam wcześnie spać i wcześnie się budziłam, raczej jestem skowronkiem.Sen miewałam niezaburzony. Mój mąż na odwrót, teraz mu się to trochę zmieniło. Najgorzej to budzić sie kilka razy w ciągu nocy lub budzić się z bólem głowy.
OdpowiedzUsuńDrzemki bywają regenerujące, nawet tzw. poleżenie dla odpoczynku, podobno Francuzki drzemią dla urody.
Pozycja nie ma znaczenia, podobno niektórzy nie mogą po południu zasnąć na leżąco, za to w fotelu owszem.
Chyba trzeba słuchać własnego organizmu:-)
Miłych snów:-)
Z wiekiem podobno wszyscy zmieniamy się w skowronki.
OdpowiedzUsuńTo kwestia jak najbardziej indywidualna i do tego zmienna z wiekiem. Słuchaj swojego organizmu, wtedy na pewno sobie nie zaszkodzisz :)
OdpowiedzUsuńOrganizm jest elastyczny, wielu nawyków może się nauczyć. Miałam okresy, gdy wstawałam o czwartej rano i wcześniej, zwłaszcza latem, a były też czasy, gdy siedziałam całe noce. Dlatego nawet trudno mi określić, czy jestem sową czy skowronkiem, ale ponieważ mam naturę wiejską, to pewnie skowronkową ;-) Jednak czasem uwielbiam sobie pospać rano dłużej. I jak tu dojść do ładu?
OdpowiedzUsuńNajgorzej jak się sowom przeszkadza. Człowiek budzi sie i musi siedzieć cicho, a przecież od rana go nosi. Zrobiłby sobie herbatkę, trzasnąl drzwiami wychodząc na spacer poranny, zagadał itp. Dla mnie największym problemem wynikającym z mijania się cyklami było żeglowanie. Cała załoga, poza mną chrapie w najlepsze, a ja się miotam w małej kajucie, bo wyjść na zewnątrz też się nie da, bo obudzą się ci śpiący przy zejściówce.
UsuńInteresujące:) Mam kłopot z zasypianiem i to coraz większy. Paradoks polega na tym, że kiedy miałam nerwówę, to spałam, jak zabita, a teraz względny spokój i kłopoty. Myślę, że to jak mówi Szarabajka, zależy od organizmu i nie ma jednej recepty.
OdpowiedzUsuńMożna swój chronotyp regulować. Terapia światem lub jego brakiem. Melatonina w rozsądnych dawkach. Ale czasami najlepiej się tym nie przejmować.
OdpowiedzUsuńA ja nawet jako bardzo moda dziewczyna o godzinie dziewiątej wieczorem robiłam się senna i zaraz potem odpływałam w objęcia Morfeusza. A rano budziłam się już o piątek. Do dziś mi to pozostało, z tym że teraz już o czwartej potrafię być na nogach.
OdpowiedzUsuńSkowronek z Ciebie absolutny.
UsuńMelatonina, zioła, ale ja się boję takich rzeczy, bo wolałabym nie budzić się rano z ociężałą głową. Nie mam problemu ze wstawaniem. Może to te myśli, kotłujące się w głowie nie pozwalają mi szybko zasnąć.
UsuńPsychologowie twierdzą, że kłopoty ze snem mają ci, którzy mają kłopoty w swoim życiu. Jeśli przez dłuższy czas ktoś będzie późno chodził do łóżka, wiadomo, wyrobi w sobie nawyk, na który nawet ziółka nie pomogą. Poza tym - sieć zabiera sen, niestety.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Ja jestem typem skowronka. Może z powodu pracy;) Muszę wstawać o 5-ej rano;)
OdpowiedzUsuńistnieje podział ludzi na sowy i ranne ptaszki. Mam wrażenie, że łączy się on ściśle z potrzebą określonej ilości godzin snu. Dawniej nie miałam kłopotu z zasypianiem czy wstawaniem.Nie używałam budzika, a i tak wstawałam na czas. Od jakiś 10 lat cierpię na
OdpowiedzUsuńbezsenność. Nie da się odespać utraconego wypoczynku, tak jak nie da się wyspać na zapas. Dopóki mój syn nie poznał obecnej partnerki, to mógł spać mało, w różnych pozycjach i okolicznościach. Obecnie potrafią oboje przespać cały wolny dzień i następująca po nim noc, a potem się dziwią, że poza pracą nie mają czasu na przyjemności. Życząc zawsze spokojnych, kolorowych, dających wytchnienie snów, pozdrawiam serdecznie.
Ja śpię na raty, nigdy długo w jednym ciągu, ale mogę sobie na to pozwolić - taka praca. Zawsze potrzebna mi była drzemka, już jako nastolatkowi. Bez tej popołudniowej drzemki źle funkcjonuję.
OdpowiedzUsuń