Tak pisałam trzy
lata temu:
„W zdrowym ciele - zdrowy duch.
Regularne ćwiczenia przedłużają życie i czynią je lepszym. Również, a może
zwłaszcza, w przypadku osób takich jak ja, czyli „sercowych”. Z
wymienioną zastawką (nie mylić z ustawką). „Codzienna, regularna aktywność
fizyczna sprzyja rozwojowi krążenia obocznego w mięśniu sercowym – małe
naczynia krwionośne stają się bardziej przepustowe, dochodzi do powstawania
nowych drobnych tętniczek i żył” - zalecają lekarze.
Spacery – ważne, ale to za mało. Trzeba
mieć co najmniej dwie formy aktywności fizycznej, regularnej aktywności. I nie
o sprzątanie na czworaków i bieganie po centrach handlowych tu idzie. Trzeba
uprawiać sport. Chodzić z kijkami, pływać, gimnastykować się itd. W zdrowym
ciele, zdrowe cielę.
Chodzenie z kijkami w grupie odpada.
Wszyscy chodzą szybciej ode mnie. Nie nadążam. Samotnie chodzić , np. po
pobliskim lesie, nie lubię, bo nudno. W końcu to codziennie prawie taka sama
trasa. Mogłabym ze słuchawkami w uszach, ale wówczas nie usłyszę zagrożenia, np.
skradającego się dzika lub seryjnego mordercy.
Pływanie też odpada. Za dużo bakterii,
wirusów i pięknie zbudowanych, młodych kobiet na basenach. Poza tym pływam tak
sobie i ciągle ktoś mnie na torze wyprzedza, a to godzi w moje ego. Moja
samoocena cierpi, a zadyszka uniemożliwia pełne godności opuszczenie basenu.
Gimnastyka jest wyjątkowo nudna i
wyczerpująca. Takie 50 brzuszków, nawet maskowanych, trwa wieki. A radosny głos
instruktorki wkurza do nieprzytomności.
- Widzę, że panie radzą sobie
dobrze. To może jeszcze z 20 razy? Raz, dwa, trzy…
Tańce wymagają gibkości, płynności i co
to ukrywać - wymagają piękna zewnętrznego. Nie pomaga zasada: mierz siły na
zamiary, nie zamiar podług sił. Ćwiczy się w sali z lustrami. I lustra
mówią prawdę. Prosto w oczy.
Pozostaje joga, a konkretnie hatha -
joga. Asany: pies z głowa w dół, drzewo, kobra, półksiężyc, wojownik,
bohater, skłon do stóp. No i jeszcze pranamaja, czyli kontrola oddechu. Brzmi
wspaniale. Będę ćwiczyć jogę. Spokojnie, bezpiecznie, bo w zaciszu domowym.
Rozkładam matę. Włączam stosowną muzykę.
Rozciągam ciało i już wiem. Joga to tylko pozornie dobry pomysł. Im bardziej
się bowiem rozciągam, tym bardziej umieram ze strachu. Nie dowierzam bowiem
lekarzom pierwszego i ostatniego kontaktu, kardiologom, kardiochirurgom,
ortopedom. Nie dowierzam też członkom rodziny i znajomym. Nie dowierzam w
kwestii następującej: w kwestii mojego mostka. Nie dowierzam, że mostek ten, po
mojej zastawkowej operacji, zrósł się w sposób zapewniający mi pełne
bezpieczeństwo wzięcia świata w ramiona. Im dalej w las, tym silniejsze
poczucie, że trzymają mnie w całości jedynie metalowe uchwyty (z dnia na dzień
coraz bardziej rdzewiejące). I pewnego dnia, w czasie serii ćwiczeń
rozciągających, nie wytrzymają, pękną, a ja rozpołowiona wyzionę ducha.
I dlatego oznajmiam, zainteresowanym i
niezainteresowanym. Nie będę ćwiczyć. Z krytyką tego postanowienia oczywiście
się liczę. Przecież powszechnie wiadomo, że nie zrozumie syty głodnego, a
nieprzecięty na pół – przeciętego”.
Minęły trzy lata. I właśnie postanowiłam
wrócić na łono maty. Strach pokonany. Tęsknota za jogą w miarę nasilona. Potrzeba poprawy
tężyzny fizycznej – bezdyskusyjna. Wytrwałość w postanowieniach, moja
wytrwałość, oczywiście – umiarkowana. Jak
to się skończy? Zobaczymy. Zainteresowanych chętnie poinformuję.
Nieśmiało zapytam, czy w ramach uprawiania zdrowotnych sportów dopuszczalna jest gra w szachy? Inne, już ze względu na wiek, nie bardzo mnie pociągają. Nawet to rozciąganie na macie.
OdpowiedzUsuńJak najbardziej. Ne tylko szachy ale również mój ukochany brydż.
UsuńZe sportów uprawiam spacery i rower, ale ten drugi to rekreacyjnie raczej i nie codziennie. Ktoś powiedział, że zmuszanie się wbrew upodobaniom niewiele dobrego przynosi, więc się nie zmuszam
OdpowiedzUsuńNa wieści z uprawiania jogi czekam, znajoma ćwiczy i twierdzi, że pomaga, ja nie spróbowałam, sztuczny ruch jakoś mnie nie kręci...
Rower jest świetny. Niestety mam problemy z zachowaniem na rowerze stosownej równowagi, więc trochę go unikam. Z równowagą w życiu też różnie bywa.
OdpowiedzUsuńU mnie joga odpada; niedozwolona. Do spacerów brakuje mi towarzysza; pływać nie potrafię, więc o basenie nawet nie marzę. Kiedyś lubiłam jeździć rowerem, ale teraz nie mam dobrego roweru. Sama widzisz, wszystko sprzysięgło się przeciwko...ćwiczeniom. Za to uprawiam gimnastykę ogrodową; tam muszę wykonywać skłony, rozkroki i klęczki. Szkoda tylko, że tak rzadko na ten ogród wychodzę.
OdpowiedzUsuńPraca w ogrodzie to rzeczywiście wszechstronny ruch. I zdrowy. Pod warunkiem, że prawidłowo się schylamy. Wiem z autopsji.
OdpowiedzUsuńTak się ostatnio wyćwiczyłam na działce przy grabieniu i wycinaniu uschłych badyli że cały następny dzień dochodziłam do normalności.
OdpowiedzUsuńNajlepsze na wszystko są spacery szybkim krokiem.
Na mnie praca w ogrodzie jeszcze czeka i doczekać się nie może.Lenistwo i katar mnie zmogły.
OdpowiedzUsuńPrzyklaskuję, nic na siłę, a wszystkie formy aktywności powinny sprawiać przyjemność. Po kiego licha zmuszać się, a potem przeżywać frustracje, a te dopiero szkodzą.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
Ponoć jak się zmusisz, to po jakimś czasie zaczynasz odczuwać przyjemność. Ale to chyba jednak działa wybiórczo.
OdpowiedzUsuńMam męża po operacji zastawki aortalnej i bypassach w 2009 r.. Właśnie odkrył, że im więcej chodzi tym mu lepiej. Jemu lepiej, mnie nie, bo mam potrzaskaną łąkotkę w kolanie a wcale nie mam ochoty na operację ( w drugim kolanie już ją lata temu miałam), więc partner do chodzenie ze mnie żaden, a jemu samemu się nie chce chodzić. On po tym ciętym mostku zaczął się garbić, bo najlepiej ze wskazań medycznych zapamiętał, że te kości się jednak nie zrosną nigdy. Nie każdemu zdarza się tak, że to co z początku nie sprawia nam frajdy, po jakimś czasie polubimy - mnie nigdy się to nie zdarzyło.
OdpowiedzUsuńWiadomo- Baran jestem.
Miłego;)
Jak widzę Twój mąż ma podobne jak ja odczucia. W kwestii scalenia mostka. Poza tym, ja co prawda ryba, ale podzielam Twoje przekonanie co do "po jakimś czasie polubimy". Szukam w pamięci, czy kiedyś mi się to udało i nie bardzo znajduję.
OdpowiedzUsuńDobry tekst, jakbym sam go pisał. Nawet większość odpowiedzi mogę potraktować jak swoje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z ogrodu... Trochę zbolały ale i radosny z tego powodu, że udało się przeżyć kolejny aktywny dzień
A ja ciągle ogród zaniedbuję. Może jutro wezmę się do roboty? A może pojutrze? Nie, lepiej jutro.
OdpowiedzUsuń