Przyjęcie karnawałowe ważna rzecz.
Okazja do spotkania dawno nie widzianych przyjaciół, znajomych. Lepiej
oczywiście, gdy organizatorem przyjęcia są owi przyjaciele i znajomi. Czasami
jednak się nie udaje i to ty zostajesz gospodarzem vs gospodynią. Trzeba
posprzątać, co nieco ugotować, co nieco upiec, pomyśleć o atrakcjach. I o
alkoholach, rzecz jasna. Już w trakcie tych przygotowań rodzi się obawa, że
przyjęcie okaże się totalną porażką, potrawy się nie udadzą, goście się
wynudzą, a ty będziesz się miotać między tymi nieudanymi potrawami i znudzonymi
gośćmi, aż w końcu też poczujesz się nieudany (-a) i na dodatek znudzony (-a).
I zawsze w takich chwilach
wspominam pewne spotkanie towarzyskie w okolicach Bożego Narodzenia. Na
zasadzie gorzej być nie może. Niby wszystko było jak zwykle, tyle że wśród
przybyłych znalazła się pani Z, czyli współczesna wersja pani Małgorzaty Linde
(tej z Ani z Zielonego Wzgórza). Każdy, kto zna twórczość Lucy Montgomery wie,
że pani Małgorzata prawdy się nie bała, było zwolenniczką zasady: co w głowie, to na języku, a zatem
zawsze mówiła to, co myślała, nie bacząc na siane spustoszenie. Trzeba przy tym
przyznać, że pani Linde była osobą otwartą, spostrzegawczą (moja mama mówiła o
takich osobach, że mają argusowe oczka, wszystko, co chcesz ukryć, wypatrzą), wrażliwą
(ale bez przesady).
Zaczęło się w momencie, kiedy
goście zaczęli podziwiać choinkę, że taka zielona, że taka bujna, że taka
ładna.
–Tak gęsta, że aż za gęsta –
usłyszeliśmy z ust pani Z.
Kiedy podałam swoje popisowe
danie i zachęcałam gości do konsumpcji, pani Z zapytała krótko, ale na temat:
- Czy to coś, to to samo, co w zeszłym roku?
- Takie samo, ale nie to samo –
postanowiłam być dowcipna. I dodałam, podsuwając jej półmisek - Częstuj się, to "coś" wyjątkowo
mi się udało.
- Nie, dziękuję. Jadłam już poprzednio –
usłyszałam w odpowiedzi.
Państwo W. postanowili
zmienić temat i zaczęli opowiadać o swojej inwestycji, działce leśnej i
radości, jaką im daje. Pani Z. , widać zaciekawiona tematem, zabrała głos:
- Moi znajomi też mają taką działkę. Władowali
kupę pieniędzy, a teraz siedzą na niej i się nudzą. Nikomu nie chce się ich
odwiedzać i żałują, że się w to wdali.
Tym razem ja postanowiłam
nadać nowy kierunek dyskusji i pochwalić się pastelowym portretem mojej córki.
- Powiem ci, że słabo wyszła. Bardzo staro tu
wygląda – skomentowała pani Z.
Serwowanie pasztetu też nie
okazało się sukcesem.
- Sama robiłaś czy kupny? –
spytała czujnie pani Z.
- Ani tak, ani tak. Znajoma upiekła –
wyjaśniłam.
- Powiem ci, że smakuje, jak kupny –
stwierdziła pani Z. przeżuwając spory kęs pasztetu.
Nie lepiej poszło z
ciastkami. Nie miałam czasu na samodzielne wypieki, więc część słodkości,
kupiłam w renomowanej cukierni. Od razu się zresztą do tego przyznałam.
- Zauważyłam, że bardzo
się pogorszyli ostatnio. To już nie to samo, co kiedyś. Wyraźnie tracą markę – poinformowała pani Z.
Rozmowa o wielkiej polityce
też skończyła się szybko. Pan L., w trakcie wymiany zdań na temat głupoty tych,
co nami rządzą, powołał się na pewien dziennik, co pani Z skwitowała krótko:
- Ja tego szmatławca nie biorę do ręki.
Zaproponowałam, że może
tradycyjnie, jak co roku, pośpiewamy kolędy. Choinka, światełka, nastrój
poświąteczny.
- Wiedziałam, że znowu każesz nam śpiewać –
wykrzyknęła pani Z. z triumfem. Całkiem zresztą trafnie.
I tak dalej, i dalej. Po
przyjęciu uporządkowałam wrażenia. I ku swemu zaskoczeniu odkryłam, że
jak na to, jak było źle, to było nieźle, a momentami nawet wyjątkowo dobrze, a
już na pewno zabawnie. I że duża tym zasługa pani Z.
I jak tu jej nie lubić? W
końcu, prawdziwa cnota krytyk się nie boi.
Tekst aktualny choć napisany 7.02.2014
Chyba w każdym środowisku taka pani Linde się znajdzie. Ostatnio pisałam o jedzeniu, a jeden z komentarzy zawierał pomysł, by napisać także o towarzystwie przy stole, więc i u mnie o tym będzie:-)
OdpowiedzUsuńPół biedy, jeśli takiej osoby nie musimy zapraszać, ale gdy jest z bliskiej rodziny lub my próbujemy ja oswoić? Wychodzi na zasadzie - chciałaś dobrze, to cierp...
Czekam na Twój wpis. Warto. W końcu rozmaitość naszych towarzyszy przy stole jest przeogromna.
Usuń