Adieu moje książki

We wszystkich moich domach zawsze było mnóstwo książek. I tak jest nadal. Nawet te najstarsze i najbardziej podniszczone towarzyszki mojego dzieciństwa zajmują kilka półek regału. Kiedy przeczytałam „Rzeczy których nie wyrzuciłem” Marcina Wichy, zrozumiałam, że nie będę liczyć na decyzje potomnych, co z moich książek zostawić, a co oddać na makulaturę, tylko załatwię to osobiście. I nie tyle powyrzucam te wszystkie tomiska, chudsze i grubsze, na śmietnik (rzecz jasna w ramach selektywnego odbioru odpadów), co znajdę dla nich nowe domy. I tak powstał scenariusz do realizacji. Będę zdejmować z półek kolejne książki, czytać je po raz ostatni, oddawać im hołd w blogu i oddawać w ręce tych, których ucieszą. Przeczytają, odłożą na swoją półkę, albo puszczą w dalszy obieg. Zapraszam do lektury postów z serii ADIEU MOJE KSIĄŻKI.

poniedziałek, 5 lutego 2018

O MNIE NA STARCIE DO BLOGOWANIA

Dlaczego ”naplusie”?  By wyjaśnić, trzeba przyznać się do najlepszego, czyli do wieku. Kiedyś mój brat, w słusznym, bo pięćdziesiątym roku życia, patrząc z zazdrością na pięknych trzydziestoletnich, rzekł: No my przynajmniej już mamy te pół wieku za sobą, a oni – jeszcze nie wiadomo. My, mówiąc wprost, jesteśmy na plusie. A jeżeli nawet innym się tak nie wydaje, to ich zmartwienie.  
Skończyłam sześćdziesiątkę.  Jestem „na plusie”, bo przecież równie dobrze mogłoby mnie nie być. Już koło czterdziestki byłam mocno zaniepokojona. Dopadła mnie smuga cienia. Zaczął się proces schodzenia z górki. A jak wiadomo przy schodzeniu łatwo się potknąć.

Średnia życia dla kobiet daje mi  co prawda szansę na jeszcze co najmniej dwie dekady ziemskich rozkoszy, ale nie daje pewności, że tak będzie. Inne mają co prawda jeszcze gorzej. Ponoć najkrócej w Europie żyją Rosjanki, Ukrainki i Mołdawianki, średnio mniej niż 75 lat. Ale są i takie, którym żyje się dłużej – np. Francuzkom i Szwajcarkom. Ojczyzny się nie wybiera.  Muszę się zadowolić polską osiemdziesiątką. 60 plus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz