Adieu moje książki

We wszystkich moich domach zawsze było mnóstwo książek. I tak jest nadal. Nawet te najstarsze i najbardziej podniszczone towarzyszki mojego dzieciństwa zajmują kilka półek regału. Kiedy przeczytałam „Rzeczy których nie wyrzuciłem” Marcina Wichy, zrozumiałam, że nie będę liczyć na decyzje potomnych, co z moich książek zostawić, a co oddać na makulaturę, tylko załatwię to osobiście. I nie tyle powyrzucam te wszystkie tomiska, chudsze i grubsze, na śmietnik (rzecz jasna w ramach selektywnego odbioru odpadów), co znajdę dla nich nowe domy. I tak powstał scenariusz do realizacji. Będę zdejmować z półek kolejne książki, czytać je po raz ostatni, oddawać im hołd w blogu i oddawać w ręce tych, których ucieszą. Przeczytają, odłożą na swoją półkę, albo puszczą w dalszy obieg. Zapraszam do lektury postów z serii ADIEU MOJE KSIĄŻKI.

czwartek, 18 kwietnia 2019

ZACZERPNIĘTE Z KARTOFLISKA



Nie mogłam sobie darować, by tego tekstu nie zamieścić na blogu. Mówi sam za siebie i chyba żaden komentarz z mojej strony nie jest potrzebny, Może tylko krótkie wspomnienie z nie tak odległej przeszłości.

W czasie odwiedzin mego rodzinnego miasta zrobiłam sobie spacerek po ulubionych uliczkach i w pewnej chwili usłyszałam dość radosne: 

- Dzień dobry.

Rozejrzałam się czujnie i zauważyłam, że na ławeczce siedzi jakiś starszy pan. Nie bardzo wiedziałam kto zacz, ale starszy pan nie liczył widać na moją pamięć, bo szybko się przedstawił:

- Tadek jestem. Nie poznajesz?

Poznałam. Okazałam radosne zaskoczenie. W chwilę  potem usłyszałam, wyraźnie pod moim adresem:

- Oj zmieniliśmy się, zmieniliśmy.

Kokieteryjnie spytałam:

- Na korzyść czy na niekorzyść?

I usłyszałam:

- Na starość Ewo, na starość.

10 komentarzy:

  1. :)
    Byłam jako pacjentka u lekarki syna i gdy on się tam zjawił, spytał, czy mama dotarła. Na to ona: "ach tak, pamiętam, taka miła starsza pani". Synowie rechotali szczerze ubawieni i pomyślałam sobie, że tylko dla nich zawsze będę młoda. W końcu leży to w ich interesie, żeby swoich lat nie liczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście tak jest. W oczach dzieci się nie starzejemy. Tak było z moimi rodzicami. W jakimś sensie dla mnie nie mieli wieku. Niestety żyli stosunkowo krótko, a to oznacza, że nie dożyli tej najpóźniejszej starości, bo wtedy chyba to się zmienia. Oni pozostali w moich wspomnieniac po prostu młodzi.

      Usuń
  2. Wyjątkowo bystry i mądry ten Tadziu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bystry na pewno, w wersji: bystry złośliwy. Ale i tak go lubiłam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, znam to niestety. W trakcie drzwi otwartych szkoły mama sześciolatka z tekstem: a pani jeszcze pracuje? to chyba jest pani najstarszym nauczycielem w tej szkole?
    Bez komentarza...

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam wrażenie, że Tadziu, który już poczuł się wiekowo, usilnie usiłował Cię podciągnąć pod wspólny mianownik.
    Chyba się nie dałaś? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj dałam się, dałam. Ale mi przeszło i znów czuję się, jak kiedyś pisałam, fertyczną staruszką, czyli całkiem młodo.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojtamojtam!!!
    Nie ma się co przejmować... Wcale nie zwracam uwagi, że moi rówieśnicy są już starzy.
    A niech sobie będą :-))

    OdpowiedzUsuń
  8. Bylem ja nie była. Jest w tym logika.

    OdpowiedzUsuń