środa, 14 lutego 2018

Prawdziwa cnota krytyk się nie boi, czyli triumf pani Małgorzaty Linde


Przyjęcie karnawałowe ważna rzecz. Okazja do spotkania dawno nie widzianych przyjaciół, znajomych. Lepiej oczywiście, gdy organizatorem przyjęcia są owi przyjaciele i znajomi. Czasami jednak się nie udaje i to ty zostajesz gospodarzem vs gospodynią. Trzeba posprzątać, co nieco ugotować, co nieco upiec, pomyśleć o atrakcjach. I o alkoholach, rzecz jasna. Już w trakcie tych przygotowań rodzi się obawa, że przyjęcie okaże się totalną porażką, potrawy się nie udadzą, goście się wynudzą, a ty będziesz się miotać między tymi nieudanymi potrawami i znudzonymi gośćmi, aż w końcu też poczujesz się nieudany (-a) i na dodatek znudzony (-a).
I zawsze w takich chwilach wspominam pewne spotkanie towarzyskie w okolicach Bożego Narodzenia. Na zasadzie gorzej być nie może. Niby wszystko było jak zwykle, tyle że wśród przybyłych znalazła się pani Z, czyli współczesna wersja pani Małgorzaty Linde (tej z Ani z Zielonego Wzgórza). Każdy, kto zna twórczość Lucy Montgomery wie, że pani Małgorzata prawdy się nie bała, było zwolenniczką zasady: co w głowie, to na języku, a zatem zawsze mówiła to, co myślała, nie bacząc na siane spustoszenie. Trzeba przy tym przyznać, że pani Linde była osobą otwartą, spostrzegawczą (moja mama mówiła o takich osobach, że mają argusowe oczka, wszystko, co chcesz ukryć, wypatrzą), wrażliwą (ale bez przesady).

Zaczęło się w momencie, kiedy goście zaczęli podziwiać choinkę, że taka zielona, że taka bujna, że taka ładna.
 –Tak gęsta, że aż za gęsta – usłyszeliśmy z ust pani Z.
Kiedy podałam swoje popisowe danie i zachęcałam gości do konsumpcji, pani Z zapytała krótko, ale na temat:
Czy to coś, to to samo, co w zeszłym roku?
Takie samo, ale nie to samo – postanowiłam być dowcipna. I dodałam, podsuwając jej półmisek - Częstuj się, to "coś" wyjątkowo mi się udało.
Nie, dziękuję. Jadłam już poprzednio – usłyszałam w odpowiedzi.
Państwo W. postanowili zmienić temat i zaczęli opowiadać o swojej inwestycji, działce leśnej i radości, jaką im daje. Pani Z. , widać zaciekawiona tematem, zabrała głos:
Moi znajomi też mają taką działkę. Władowali kupę pieniędzy, a teraz siedzą na niej i się nudzą. Nikomu nie chce się ich odwiedzać i żałują, że się w to wdali.
Tym razem ja postanowiłam nadać nowy kierunek dyskusji i pochwalić się pastelowym portretem mojej córki.
Powiem ci, że słabo wyszła. Bardzo staro tu wygląda – skomentowała pani Z.
Serwowanie pasztetu też nie okazało się sukcesem.
Sama robiłaś czy kupny? – spytała czujnie pani Z.
Ani tak, ani tak. Znajoma upiekła – wyjaśniłam.
Powiem ci, że smakuje, jak kupny – stwierdziła pani Z. przeżuwając spory kęs pasztetu.
Nie lepiej poszło z ciastkami. Nie miałam czasu na samodzielne wypieki, więc część słodkości, kupiłam w renomowanej cukierni. Od razu się zresztą do tego przyznałam.
-  Zauważyłam, że bardzo się pogorszyli ostatnio. To już nie to samo, co kiedyś. Wyraźnie tracą markę – poinformowała pani Z.
Rozmowa o wielkiej polityce też skończyła się szybko. Pan L., w trakcie wymiany zdań na temat głupoty tych, co nami rządzą, powołał się na pewien dziennik, co pani Z skwitowała krótko:
Ja tego szmatławca nie biorę do ręki.
Zaproponowałam, że może tradycyjnie, jak co roku, pośpiewamy kolędy. Choinka, światełka, nastrój poświąteczny.
Wiedziałam, że znowu każesz nam śpiewać – wykrzyknęła pani Z. z triumfem. Całkiem zresztą trafnie.
I tak dalej, i dalej. Po przyjęciu  uporządkowałam wrażenia. I ku swemu zaskoczeniu odkryłam, że jak na to, jak było źle, to było nieźle, a momentami nawet wyjątkowo dobrze, a już na pewno zabawnie.  I że duża tym zasługa pani Z.
I jak tu jej nie lubić? W końcu, prawdziwa cnota krytyk się nie boi.
Tekst aktualny choć napisany 7.02.2014

2 komentarze:

  1. Chyba w każdym środowisku taka pani Linde się znajdzie. Ostatnio pisałam o jedzeniu, a jeden z komentarzy zawierał pomysł, by napisać także o towarzystwie przy stole, więc i u mnie o tym będzie:-)
    Pół biedy, jeśli takiej osoby nie musimy zapraszać, ale gdy jest z bliskiej rodziny lub my próbujemy ja oswoić? Wychodzi na zasadzie - chciałaś dobrze, to cierp...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam na Twój wpis. Warto. W końcu rozmaitość naszych towarzyszy przy stole jest przeogromna.

      Usuń